koty

czyli (nie) uda Ci się

/fragment opowiadania "czasem warto... opowieść z prekonstrukcji"/


Koty, czyli (nie) uda Ci się

Prawdek <wychodzi na środek i miauczy>:

Nie uda Ci się...

Daszradka <wychylając się zza Prawdka>:

Uda Ci się...


Redaktorka:

– Tak, proszę Państwa, dziś w naszym studiu mamy przyjemność przywitać Prawdka i Daszradkę i dowiedzieć się trochę więcej o ich projekcie. To właśnie oni... Szanowni Państwo...,

Prawdek (autor galerii „nie uda Ci się”*) i Daszradka (autorka „uda Ci się”**) są artystami ulicy. Patrzą na świat ludzi... i analizują, a od czasu do czasu miaukną coś w swojej kociej gwarze. To co mówią Prawdek i Daszradka to proste prawdy i porady życiowe. Czy trafne, to już Państwo sami możecie ocenić.

I witam Was. Prawdku, Daszradko, cieszę się, że mogę Was gościć w naszym studiu. Chciałam Was zapytać dzisiaj o najnowszy projekt, w który się zaangażowaliście.

Zanim przejdziemy jednak do naszej rozmowy, czy chcecie powiedzieć coś na początek?

* w galerii Prawdka (Prawdy Kota Prawdka) znajdują się podobizny Prawdka wygłaszającego takie prawdy jak:

Nie uda Ci się zostać królową balu. Nie uda Ci się zatańczyć z królową balu.

Nie uda Ci się kupić najnowszego modelu Ferrari.

Nie uda Ci się zostać najseksowniejszą kobietą według Maxim.

Nie uda Ci się zostać najseksowniejszym facetem według People Magazine.

Nie uda Ci się malować jak Van Gogh.

Nie uda Ci się śpiewać jak Aretha Franklin.

Nie uda Ci się grać na gitarze jak Jimi Hendrix.

Nie uda Ci się zaprezentować swojego filmu na Sundance.

Nie uda Ci się zlikwidować głodu na świecie.

Nie uda Ci się sprawić, żeby wszyscy ludzie na świecie się kochali.

Nie uda Ci się uratować wszystkich bezpańskich psów i kotów świata.

** w galerii Daszradki (Dobre Rady Daszradki) znajdują się podobizny Daszradki wygłaszającej takie prawdy jak:

Uda Ci się spodobać się komuś na balu. Uda Ci się zatańczyć z dziewczyną na balu.

Uda Ci się kupić sprawne i funkcjonalne auto.

Uda Ci się wyglądać seksownie dla swojego faceta.

Uda Ci się wyglądać seksownie dla swojej kobiety.

Uda Ci się namalować coś co Ci się spodoba.

Uda Ci się nauczyć śpiewać lub przynajmniej nucić ulubioną piosenkę.

Uda Ci się nauczyć się grać na gitarze swoją ulubioną piosenkę.

Uda Ci się zaprezentować swój film na lokalnym DKF-ie.

Uda Ci się pomóc ubogim ze swojej okolicy.

Uda Ci się okazać najbliższym, że ich kochasz.

Uda Ci się przygarnąć jednego psa lub kota pod swój własny dach.

Prawdek:

Nie. Nie. Nie.

Ja powiem tyle, że jestem oczywiście jedynie czarnym kotem, którego na ulicy najlepiej ominąć szerokim łukiem, bo inaczej to pech murowany, niemniej jednak swoje wiem.

Obserwuję Was jak mnie tak omijacie pędząc za tymi swoimi marzeniami i co widzę...

Wy mnie zupełnie nie potrzebujecie, żeby mieć tego Waszego pecha... jak go nazywacie, bo większości z Was nie uda się zrealizować tych marzeń nawet jeśli nigdy w życiu nie zobaczycie mnie bliżej niż z odległości kilometra (zostać królową balu, zatańczyć z królową balu, zlikwidować głód na świecie, sprawić, żeby wszyscy ludzie na świecie się kochali, i tak dalej...) ale co ja tam wiem... marzcie sobie do woli...

... i tak się Wam nie uda... nie... nie... nie...

Pogódźcie się z tym i żyjcie swoim życiem...

Daszradka:

Tak. Tak. Tak.

Moi drodzy...

Uda się Wam. Tylko unikajcie Prawdka, bo to typowy czarny kot co pecha przynosi. Nawet mnie raz przyniósł... Bo mnie tak kiedyś specjalnie gonił, żeby mi drogę przebiec, żeby mi się nie udało dostać do tego fenomenalnego szołu o śpiewaniu w telewizji, i co... i oczywiście nigdy tam nie wystąpiłam, a gdybyście słyszeli jaki ja głos mam... No na stówę bym wygrała...

Choć może faktycznie jeśli chodzi o Was to czasem trochę sensu w tym co mówi jest (tylko mu tego nie powtarzajcie, bo tak urośnie, że mu ogona zabraknie)... Bo w sumie ja to ja, ja szanse miałam tylko mnie dorwał i tak wytarmosił, że na tego szoła nie zdążyłam, ale Wy to zupełnie co innego... Nie, no ja nie mówię, że talentów nie macie i szansy na to, że się uda... Ale tak szczerze, no tak jak w lustro spojrzycie, to jeśli Wy faktycznie próbujecie tego, o czym on wspomina, to praktycznie jakbyście się mu pod nogi pchali, żeby tylko się potknąć o niego...

Bo to czasami tak wygląda, jak wtedy kiedy Mruczka, taka nasza koleżanka z osiedla, stwierdziła, że ona wygra konkurs piękności... I ja nie mówię, urodę ma... Ale tak poza tym to już chyba nie całkiem... Bo ten konkurs to był „psiej piękności”. No i możecie sobie wyobrazić co się stało jak tam poszła... Zdjęcia oczywiście na pierwszych stronach miała, więc w sumie nie takie głupie to było, bo sławna się stała, ale nie zazdroszczę jej tych pięciu minut, kiedy setka psów z wywieszonymi jęzorami leciała za nią przez miasto. No ale sama się tam pchała...

A wracając do Was – pomyślcie, czyż nie lepiej byłoby chodzić innymi ścieżkami niż Mruczka, takimi od których Prawdek trzyma się z daleka, takimi na których mnie moglibyście spotkać, a ja Wam zawsze dobrą radę dam. Uda się Wam... i ze znajomymi się Wam uda spotkać, i kotkę pogłaskać (no, z tym może być problem, ale coś się załatwi) i różne takie...

Tak. Tak. Tak. Uda się Wam.

Tylko się postarajcie.

Miau.

Redaktorka:

– Dziękuję za te kilka słów na początek... Zacznijmy więc nasz wywiad... Po pierwsze, chciałam Wam powiedzieć, że bardzo mi się podobają Wasze „kocie prawdy i porady”, zwłaszcza niektóre tak szczególnie do mnie trafiły, tak osobiście... Ale mam pytanie jak to się stało, że się w ten właśnie projekt zaangażowaliście?

Daszradka:

– To może ja powiem jak to było ze mną. Bo dla mnie to się zaczęło jak myśmy kiedyś rozmawiali z Prawdkiem przy miseczce mleka o ludziach i o tym czym się różnią ich zachowania. Bo jedni, to zawsze gdzieś pędzą za takimi różnymi marzeniami, a inni potrafią sobie usiąść w knajpce, napić się lampkę albo filiżankę mleka, zjeść jakieś łakocie, posłuchać dobrej kociej muzyki, oglądnąć dobry film lub spektakl o jakiejś gorącej kotce lub kotce na gorącym... albo nawet przeczytać... podrapać kota za uchem, pokontemplować rzeczywistość, trochę jak koty na zapiecku. I jak Prawdek zdecydował się przemówić do marzycieli, żeby sobie to gonienie za marzeniami odpuścili, to ja postanowiłam znaleźć swego rodzaju przeciwwagę dla jego czarnych prawd i poradzić ludziom, że wiele rzeczy może im się udać. Bo tak właśnie jest. Może się Wam bardzo wiele udać...

Prawdek:

– Tak. A dla mnie to wszystko zaczęło się od marzeń... A konkretnie to od takiego jednego marzenia jednego człowieka...

Redaktorka:

– Tak?

Prawdek:

– To będzie historia o człowieku, który mnie natchnął do tego projektu...

A było to jakoś tak...

Siadywałem sobie swego czasu na ulicy i patrzyłem na różnych ludzi, którzy jak mnie tylko zobaczyli, to albo na drugą stronę przechodzili, albo czekali aż ktoś inny ich minie i pierwszy przejdzie koło mnie, albo różne jeszcze takie wygibasy robili... I ja się zastanawiałem o co im wszystkim chodzi...

Aż pewnego razu usłyszałem, że to chodzi o jakieś marzenia, które się nie spełnią i jakiegoś pecha, którego się złapie ode mnie, że czarnego kota niby, bo my, czarne koty, to roznosimy jakieś zarazki tego pecha, że na nas to niby nie działa, ale na ludzi przechodzi... Bo inaczej to człowiek zawsze będzie miał szczęście, wszystkie marzenia mu się spełnią i w ogóle...

W każdym razie... Jak już wiedziałem o co chodzi z tym szczęściem i pechem to zacząłem się przysłuchiwać o jakie to szczęścia Wam chodzi... I choć było to dziwne tak na Was patrzeć jak mnie omijacie, to pogodziłem się z tym, stwierdzałem, że Wasza sprawa i szedłem własną drogą...

Ale pewnego razu zauważyłem takiego gościa, który miał już ze 22 lata, z zachowania i ubrania od razu widać, że student, wiele razy już go widywałem. On też miał te marzenia... i żeby sobie wakacje zrobić na rajskiej wyspie... i żeby grać super na gitarze... i żeby z jakąś dziewczyną zatańczyć, ale wszystko po kolei...

Bo wiesz, ja widziałem jak on tak całe życie za tymi marzeniami się uganiał i zawsze mnie omijał, ale jakoś kilka dni wcześniej gdzieś się spieszył i przeszedł zaraz za mną tylko jakoś splunął przez lewe ramię i zaczął stukać w głowę trzy razy.

I ja widzę tego delikwenta, którego tyle razy już widziałem... ale teraz coś się zmieniło...

Redaktorka:

– Udało mu się zrealizować marzenie?

Prawdek:

– No co Ty?... Oczywiście, że nie... ale... i tu, jak to mawiają, jest pies pogrzebany... obok niego szła jakaś dziewczyna i szedł kot... na smyczy. I wtedy normalnie zdębiałem... Takie rzeczy... To ja się go pytam: „stary, potrzebujesz pomocy?”, a on na to, że „nie”.

Redaktorka:

– Dla jasności, kot czy ten człowiek?

Prawdek:

– Tak, zagadałem do obcego faceta, który idzie ulicą z dziewczyną i trzyma na uwięzi kota i spytałem gościa czy potrzebuje pomocy? Czy ja jakoś nie tego wyglądam? Nie odpowiadaj, proszę. No więc ten kot odpowiada mi, że pomocy nie potrzebuje, bo właśnie mu się marzenie spełniło, trafiła kura znosząca złote jaja. Ten człowiek. To ja go pytam „ale o co?” A on, że szedł sobie dwa dni wcześniej ulicą, trochę głodny, bo myszy ostatnio jakoś mniej, tylko szczury po ulicach gonią, ale szczury, nawet te małe to raczej nie łatwo jest złapać, a i jak się takiego upoluje to nigdy nie można mieć pewności, że jakiejś zarazy nie ma, w końcu szczur to jednak szczur...

W każdym razie, szedł sobie (ten kot) tak ziorając na prawo i lewo i nagle widzi, że na ławce siedzi jakiś koleś (ten człowiek) i trzyma bułkę z mięsem tak dokładnie na wysokości nosa kociego, nisko nad ziemią... I ten człowiek taki jakiś nieobecny był, smutny, zdołowany... jednym słowem – łatwy łup, wystarczy podbiec, chapnąć mięso i pruć ile fabryka dała... Jedyna wątpliwość taka, czy to aby nie jakiś „burger” czy inne nierdzewne jedzenie, którym się tak ostatnio ludzie zajadają.

Bo wiesz, kiedyś to jak facet trzymał mięso w ręce, to albo od razu było wiadomo, że jakaś świnia z okolicy kolejnego poranka nie ujrzy, albo z daleka chmara much się nad nim unosiła i wiadomo było, że chłop padlinę znalazł i niesie swojej kobicie jakiegoś psikusa zrobić, że to niby ich fafik, albo inny azor. A teraz to jak facet trzyma to „mięso”, mucha to nawet nie podleci, bo one to na węch latają i się trzeba zastanowić czy to „mięso” to z wczorajszego świniaka, czy gdzieś od ubiegłego stulecia nie leżało na zapleczu a teraz nawet odświeżać nie musieli, tylko bułkę dali (na innym zapleczu trzymaną) i nazwali to „burgerem”.

Ale wracając... Żeby mieć pewność trzeba podejść trochę bliżej i się przyjrzeć, bo z bliska to widać... Tylko jak się tak podchodzi to ludzie różnie reagują, zazwyczaj biorą tego burgera i wcinają, a czasem jeszcze w kota czymś rzucą i co gorsza trafią, a to boli. A ten koleś, to słowa tego kota, zupełnie nic nie zauważał, w swoim świecie jakoś taki był. To kot podszedł i już się czai do skoku po mięso, bo odległość ocenił, doleci, ścieżki odwrotu opanowane – jedna między nogami gościa, druga przez ramię, trzecia odbijając się od gościa nogi w przeciwną stronę, ślinka już cieknie, a tu nagle... Gość go zauważył... Chłopak (kot znaczy się) przez chwilę się zawahał, bo sytuacja co by nie mówić diametralnie się zmieniła, koleś w każdej chwili mógł zacząć podnosić rękę z mięsem i cały plan wziąłby w łeb... ale krótka piłka, chłopak się jednak zdecydował, skoczył, chapnął mięcho i w nogi... I wiesz co się wtedy stało?

Redaktorka:

– Szczerze, nie wiem.

Prawdek:

– Nic.

Redaktorka:

– Proszę?

Prawdek:

– Moje słowa, dokładnie... Proszę? Mówię do kota, bo jakoś nie wierzę, że żadnego wrzasku, żaden papier za kotem nie leci, but lub torba nawet? No, nie mogłem uwierzyć, ale uparł się chłopak, że nic...

Redaktorka:

– No dobrze, ale co to wszystko ma wspólnego?...

Prawdek:

– Już kończę... No i tym bardziej nie mogłem uwierzyć, bo widzę, że chłopak na uwięzi i pewnie już mózg ma wyprany, albo zwyczajnie daje mi tajny sygnał, że jednak na tej smyczy to on nie chodzi z własnej woli... bo to przyznasz szalone trochę by było... I tu właśnie stało się coś naprawdę totalnie zakręconego... Jakbym nie widział, to bym nie uwierzył.

Ten człowiek ze smyczą spostrzegł w tym momencie, że rozmawiam z kotem, którego więził i zrobił jakiś taki grymas – Wy to chyba nazywacie uśmiechem, tak robicie jak te dzieci swoje widzicie... Wiesz... O, właśnie, wystarczy wspomnieć i już to masz na twarzy... To chyba u Was jakoś genetycznie jest uwarunkowane? A może inaczej? Dzidziuś. O, jest. Jeszcze raz. Dzidziuś... To działa...

W każdym razie. Ten człowiek zrobił wtedy usta na dzidziusia i sięgnął ręką do kieszeni. Odruchowo przygotowałem się do skoku, ale momentalnie zesztywniałem jak zobaczyłem co on z tej kieszeni wyciąga. To była... normalnie największa kiełbasa jaką w życiu widziałem... Prawdziwa. Wiejska. Jak to zapachniało, no ja Ci mówię... To tak mi ślinka pociekła, że aż mi w nogi poszło i się ruszyć nie mogłem... Od razu zrozumiałem w jaki sposób mój przyjaciel na smyczy dał się złapać, w takiej sytuacji kot nie wie po prostu co robić i ta chwila nieuwagi może kosztować go życie na wolności i wieczną niewolę na smyczy...

Redaktorka:

– Prawdku... Do rzeczy.

Prawdek:

– Już prawie kończę. Tylko teraz na wspomnienie tej wiejskiej znów mi ślinka trochę pociekła. Ale wracając... Nie jestem pewien jak to się wszystko wydarzyło wtedy, bo byłem pod wielkim wpływem, ale z tego co pamiętam to sekundę po tym jak zobaczyłem kiełbasę w jego ręce, zobaczyłem ją na ziemi leżącą na wyciągnięcie mojej łapy, tak blisko nosa, że aż czułem jak zapach czosnku drażni moje kubki węchowo-smakowe... I w każdym razie – co się okazało... Ten człowiek rzucił mi kiełbasę, bo mu się przypomniało, że mnie mijał kilka dni temu i to żeby mi podziękować rzucił, że mu szczęście przyniosłem... i podobnie miał z moim przyjacielem na smyczy. Faktycznie okazało się, że tamten w każdej chwili może z tej smyczy się wyswobodzić, bo jak poczuł kiełbasę to zaraz był przy mnie, a smycz obok... tylko nosi tę smycz, żeby mu człowiek nie uciekł, bo wiesz, jak się już takiego upoluje to lepiej mu nie dać zwiać, bo to ta kura jest...

Redaktorka:

– Ale co to wszystko ma wspólnego z marzeniami tego człowieka?

Prawdek:

– A, tak. O tym za chwilę... No bo jak już zjadłem całą kiełbasę i na spokojnie to wszystko sobie przemyślałem, to ja się pytam tego kota co to na smyczy był przed chwilą „o co kaman”?

To ten mi wtedy całą historię opowiedział. Okazało się, że ten człowiek – student, właśnie wracał z imprezy, co była tego dnia jak go wtedy na ulicy spotkałem i jak się tak po głowie stukał... z imprezy, na której nie udało mu się tam zatańczyć z tą dziewczyną o której marzył i wpadł w wielkiego doła, że mu się nie udało.

Redaktorka:

– Ale ta dziewczyna obok niego?

Prawdek:

– No i właśnie...

Bo to jest tak... Człowiekowi nie udaje się marzeń realizować. Łapie doła. Łazi bez celu. Ale dochodzi w końcu do wniosku, że to nie pierwszy raz jak tak się mu tych marzeń nie udaje zrealizować i że już mu się nie podoba to ciągłe gonienie za marzeniami i takie tam, że on już z tego rezygnuje raz na zawsze i... łapie jeszcze większego doła... Ale spotyka na drodze kota i wszystko mu się zmienia, układać zaczyna. On teraz zamiast samemu za marzeniami gonić, będzie kotom pomagał, miskę pod nos podstawiał... a i samemu mleczka ze znajomymi się napije w knajpie, odpocznie pod drzewem i takie tam. To z tymi kotami to temu pierwszemu studentowi to się zrobiło po tym burgerze... ale ogólnie mam wrażenie, że Ci, którzy już sobie odpuszczają, mają taki zwyczaj, że przygarniają koty... Nie rozumiem jak to się im łączy – w życiu mi się nie udało to zacznę się opiekować kotem, ale to działa.

No i tamten człowiek mnie natchnął, bo widziałem, że jak już sobie chłopak odpuścił to gonienie za marzeniami i spotkał tego kota to mu się poprawiło. Ja to sobie co prawda pomyślałem, że spoko, ale żeby tak od razu dać się kotu na smyczy prowadzić to już przesada. Ale jak mówiłem, ja Was czasem, ludzi, nie rozumiem. No i jego ogólne podejście do tematu kazało mi wierzyć, że faktycznie ludzie mogą tak usiąść w knajpie i mleka się napić i żyć spokojnie, a i kotu przy okazji może dzięki takiemu człowiekowi lepiej być. Czyli wszyscy wygrywają normalnie... Tylko człowiek musi przestać marzyć.

Redaktorka:

– Ale ta dziewczyna obok niego?

Prawdek:

– Ach, tak... Bo ona to się z tamtym poznała jak kot wyrwał mu mięso. Śmiać się z niego zaczęła i coś podobno zaczęli o kotach rozmawiać i tak sobie jakoś do gustu przypadli... Ale to w ogóle nie na temat, więc nie chciałem o tym mówić, bo mnie ciągle pospieszasz...

Redaktorka:

– Aha... Ja myślę, że ta dziewczyna miała jednak coś wspólnego z tym szczęściem...

Daszradka:

– Ja mu to samo mówiłam, ale on nie chce słuchać... Wiesz, to kocur i on nie zawsze wszystko rozumie jak trzeba...

Prawdek:

– Tak... A dla Was wszystko sprowadza się do miau, miau, kizi, mizi i komedii romantycznych... Ja swoje wiem.

Redaktorka:

– No dobrze Prawdku. Niech Ci będzie. Wróćmy więc do Twojej opowieści... Czyli uważasz, że to takie proste? Człowiek rezygnuje z marzeń i zaczyna żyć szczęśliwym życiem z kotem na smyczy?

Prawdek:

– Masz rację, że pytasz... Też w to do końca nie wierzyłem na początku, więc postanowiłem zrobić eksperyment. Znalazłem innego kota, takiego co się po okolicy wałęsał zawsze, ale słabiak był, to myszy za wiele nie upolował i poszliśmy szukać kolejnego takiego człowieka... I jak się już pewnie domyślasz, znaleźliśmy. I historia się powtórzyła. Później tak jeszcze kilkanaście razy robiłem z różnymi kotami w różnych lokalizacjach, z ludźmi młodszymi i starszymi, kobietami i mężczyznami i zawsze kończyło się tak samo. Kiełbasa, smycz, żeby człowieka nie zgubić, wygodne posłanie, osobne wejście do domu. I takie tam różne jeszcze co się któremu udało wypertraktować to miał... i kot był szczęśliwy i człowiek na tej smyczy również.

Redaktorka:

– Czyli to co proponujesz, to zrezygnować z marzeń na rzecz kotów? Że to da nam szczęście?

Prawdek:

– Nie, to Ty powiedziałaś... Ja tylko mówię, że czasami tak mi się żal robi takiego człowieka, który w piętkę goni za nierealnymi marzeniami, że czasem mam taką nieodpartą potrzebę, żeby się odezwać i powiedzieć mu, że on przecież tego sznurka z marzeniami i tak nie złapie, więc niech sobie odpuści i żyje swoim życiem, a może jakiś pożytek z tego życia będzie. Może mu się coś jeszcze w życiu uda, tylko takiego innego... lepszego. Jego życie będzie bardziej wartościowe dzięki temu i kot jakiś szczęśliwszy będzie dzięki temu.

Wiem, brzmi niewiarygodnie, ale jednak. Ja Ci powiem, że ja później jeszcze wiele razy koty z ludźmi na smyczy widziałem i nie ma się co oszukiwać, to nie są odosobnione przypadki. I Ci ludzie tacy szczęśliwi byli... Musisz przyznać, że coś w tym jest...

Redaktorka:

– Ok, dzięki za podzielenie się z nami tą historią...

Daszradka:

– Ale to jeszcze nie koniec... Bo Prawdek nie powiedział, że myśmy później zaczęli akcję „przygarnij człowieka”... Wiesz, umieściliśmy w sieci te wszystkie prawdy Prawdkowe i moje porady i zwiększaliśmy zasięg projektu, aż zaczęliśmy myśleć, że tym wszystkim, którzy wchodzą na stronę to można jeszcze bardziej pomóc. Więc umieszczamy teraz w naszej sieci wewnętrznej informacje dla kotów o tym kto wchodził na stronę, kto dał ‚liżę’ i już wiemy, że ten człowiek woła o pomoc, bo wiesz – kto ‚liże’ takie rzeczy... no Ty byś ‚zalizała’, że Ci się coś nie uda?

No pewnie że nie, bo Tobie się udało skoro z nami ten wywiad przeprowadzasz, ale jak już ktoś jest bliski zrezygnowania to ‚liże’ i wtedy potrzebuje szybkiego zareagowania z naszej strony, bo jak za długo będziemy zwlekać to gotów się dać jakiemuś psu zbałamucić, a tak kot jakiś zaznacza, że on się danym człowiekiem zaopiekuje i idzie, że tak niby przypadkiem w okolice gdzie mieszka ten człowiek i czeka... a później bierze swojego człowieka do domu, wychodzi z nim na spacery czasami, pozwala się wybiegać człowiekowi jak człowiek potrzebuje i po prostu dba o człowieka. Więc jak zobaczysz kiedyś kota na ulicy to już będziesz wiedzieć, że on jest właśnie na akcji i „przygarnia jakiegoś człowieka”. To możesz się wtedy rozglądnąć i sprawdzić czy odgadniesz kogo on przygarnia. I możesz podejść na przykład do człowieka i powiedzieć mu, że ogólnie to może mu się nie uda, ale coś tam może się udać i coś o tym kocie napomknąć, że taki fajny, i że może by się nim zaopiekował.

Redaktorka:

– Ciekawe. Sprawdzę. A tymczasem mam jeszcze ostatnie pytanie... Co chcielibyście powiedzieć ludziom na zakończenie?

Prawdek i Daszradka (na zmianę):

– Na zakończenie? To chyba coś takiego...

Dla Twojego zdrowia psychicznego, wiary w bajki, spełniające się marzenia i spotkanie królewicza albo królewny, który/która Cię pokocha i będziecie żyli długo i szczęśliwie... lepiej będzie jak przestaniesz słuchać właśnie w tym miejscu. Jeśli nie przestaniesz – robisz to na własną odpowiedzialność...

Kojarzysz te wszystkie dopingujące stwierdzenia typu: dasz radę, uda Ci się, tylko musisz się mocno starać, każdy krok przybliża Cię do wymarzonego celu... i tak dalej i tak dalej... Otóż chcielibyśmy powiedzieć Ci dzisiaj coś innego...

Wielu rzeczy nie dasz rady... Wiele rzeczy Ci się nie uda...

Nawet jeśli poświęcisz wszystkie minuty każdego dnia swojego ziemskiego życia... nie uda Ci się... I nie zrozum nas źle... Nie mówimy tego ze złej woli... Po prostu chcielibyśmy oszczędzić Ci miesięcy, a może nawet lat męczarni, wyrzeczeń, ciągłego myślenia „czy to mnie przybliża do mojego wymarzonego celu”, etc.

Pogódź się z tym, że są rzeczy, które Ci się nie powiodą... I żyj dalej swoim życiem... Ciesz się tym co masz i ciesz się z ludźmi, którzy Cię otaczają zamiast marzyć o rzeczach, których nigdy w życiu nie osiągniesz...

Bo jest też w życiu wiele rzeczy, które udać Ci się mogą... Dlatego uważnie wybieraj swoje cele... Uważnie decyduj o tym na co warto przeznaczać swój czas, swoje życie...

Jeżeli w końcu pogodzisz się z tymi prawdami Twoje życie stanie się dużo łatwiejsze i dużo przyjemniejsze... I kto wie... może nawet kiedyś pomimo tego, że tak wiele Ci się nie uda poczujesz, że było to całkiem udane życie... I tego Ci właśnie życzymy...

Redaktorka:

– No proszę, jak pięknie. Dziękuję...

I w ogóle dzięki. Prawdku, Daszradko, naprawdę dzięki za to, że nas tu dzisiaj odwiedziliście. Dziękuję Państwu. I widzę, że czas już kończyć. To może jeszcze ja od siebie dodam...

Pamiętajcie Państwo, że bez względu na wszystko – może się Państwu udać, bo przecież życie to bajka, którą sami sobie piszemy... bo przecież czasem warto...

Prawdek:

– Tak... Uda się Wam... Powodzenia... Jest jeszcze dużo kotów na ulicach...

Daszradka:

– Nie słuchajcie go... Naprawdę Wam się uda... Tylko pamiętajcie, nie bądźcie jak Mruczka...






Czasem warto .:. z prekonstrukcji .:. w drodze .:. we fragmentach .:. z aparatem .:. z piórem .:. z rysikiem .:. w sklepiku .:. bo