w samolocie z Barcelony do Porto

sen o wiecznie żywej galerii


ANEKS "CZASEM WARTO W DRODZE" W SAMOLOCIE Z BARCELONY DO PORTO
czyli projekt x + y...




Artysta:
Tym razem w samolocie porozmyślałem jeszcze trochę o świecie, o wartościach… i o swojej sztuce… i o kobietach… które poznają mnie ze względu na tę moją sztukę…
No… i tak myśląc zasnąłem przyjemnym snem czekając co dalej przyniesie mi ta wyprawa…

Reporterka:
I nie podziwiałeś widoków?

Artysta:
A wiesz, że nie… No, chyba dobrze mi się śpi w samolotach… i śni… A widoki ciekawe, ale już chyba się do nich przyzwyczaiłem…

Reporterka:
No dobrze… Co dalej?

Artysta:
Obudziłem się jeszcze w samolocie, bo we śnie wpadł mi do głowy nowy pomysł na rzeźby i obrazy – abstrakcyjne rzeźby nieistniejące, postmodernistyczne… no, bo tego jeszcze nie było…
i jeszcze w samolocie wyjąłem nieistniejącą sztalugę, nieistniejące pędzle i farby i zacząłem malować „czy kamieniowi należy się przydział mleka?”

Reporterka:
Proszę?

Artysta:
Wiesz, bo to było na podstawie tego co już wcześniej myślałem… o prawie do tego, do tamtego, o prawie naturalnym, o prawach mniejszości i większości, o wymysłach kultury, etc. I to mi się wszystko tak pięknie złożyło w ten obraz, tylko inaczej niż zazwyczaj…
„czy kamieniowi należy się przydział mleka?”

Reporterka:
Oookeey…

Artysta:
Nie bardzo?

Reporterka:
No, czy ja wiem?…

Artysta:
Haha… a mnie się bardzo tamten obraz podobał…

Reporterka:
Dobrze już… Wylądowałeś?

Artysta:
Jeszcze nie… póki co znów zasnąłem… i przyśnił mi się najpierw ten przydział mleka, który dopiero co stworzyłem… a po chwili przyśnił mi się kolejny… jeszcze bardziej niesamowity i abstrakcyjny sen…
W tym dalszym śnie wpadłem najpierw na pewien szalony pomysł… I nie minęły dwie sekundy i od razu mi się go udało zrealizować… Wiesz, jak to w majaku sennym… bez żadnego zmęczenia, bez żadnych komplikacji… po prostu czary mary…

Otworzyłem nową galerię… Stałem się właścicielem galerii…

Ale to oczywiście nie mogła być (i nie była) galeria tradycyjna, zlokalizowana w jednym miejscu, czynna od 9 do 5 i wystawiająca tylko wybranych twórców (choć nie, żebym coś miał przeciwko takowym… one też są potrzebne…)
To była galeria otwarta… zarówno jeśli chodzi o miejsce, jak i czas… no i oczywiście jeśli chodzi o ludzi… To była galeria otwarta dla wszystkich chętnych twórców…
To była galeria w otwartej przestrzeni, jak te „galerie” graffiti, jak te „galerie” na straganach… ale jeszcze bardziej…
To była galeria otwarta przez cały czas… trwająca w nieskończoność…
I praktycznie każdy kto zechciał mógł w niej wystawić swoje dzieło…
Taka to była galeria…

Reporterka:
Ooo… Czyli to wtedy narodził się projekt „Wiecznie żywej galerii…”?

Artysta:
Dokładnie… Mógłbym nawet powiedzieć, że wtedy powstała „Wiecznie żywa galeria, czyli galeria otwarta na co dzień”… przynajmniej w moim śnie…

Reporterka:
No… W końcu coś ciekawego… Super… To opowiadaj…

Artysta:
No… Dobrze… Widzisz, moja galeria powstała jak za skinieniem magicznej różdżki, po prostu chciałem, żeby była i już była… I mogłem zacząć ją zapełniać…

Przede wszystkim, jak każda nowo powstała galeria, i ta potrzebowała eksponatów, dzieł sztuki…

Ledwie o tym pomyślałem i one od razu zaczęły powstawać… no… może nie tak od razu… bo w sumie to dzieła sztuki (nawet we śnie) muszą jednak trochę podojrzewać zanim tymi dziełami się staną…

Najpierw więc pojawiła się ich forma…

To znaczy „najpierw najpierw” pojawiła się Maria… Ta z biblioteki… Uśmiechała się do mnie… I znów byłem taki zadowolony… Sławny artysta rozpoznany na ulicy (w bibliotece) przez nieznajomą… I ta nieznajoma podąża za nim… Siedzimy w przyjemnej knajpce… W tle gra muzyka… Rozmawiamy… Śmiejemy się… Ale nagle Maria znika…
A ja stoję znów w bibliotece… i w ręce trzymam karteczkę z numerem telefonu i hasłem rozpoznawczym dla Marii („This Cat without you is not the same… call me…”)… Kładę karteczkę na kontuarze i patrzę na nią… a ona zaczyna się zmieniać… zaczyna rosnąć… jakby pęcznieć… i nagle zaczynają jej wyrastać takie cztery wypustki na rogach… i jeszcze piąta i szósta… tak trochę bardziej na środku… i karteczka ożywa… zsuwa te cztery wypustki pod siebie… i zaczyna nieskładnie biegać po tym kontuarze tam i z powrotem obijając się o różne przedmioty (doniczkę, klawiaturę komputera, monitor)… ale powoli wypustki zaczynają nabierać kształtów… i nie długo trzeba czekać… po chwili karteczka ma już cztery łapy, głowę i ogon… i tak… zmieniła się w małego białego kotka… albo raczej kotkę… z czarnym futerkiem na brzuchu… to czarne futerko ukształtowane jest w ten napis („This Cat whithout you is not the same… call me…”) i dalej jest mój numer telefonu… i ta kotka wciąż rośnie… i coraz bardziej przypomina mi tą barcelońską Daszradkę, a może tą z opowiadania Konia… tyle tylko, że jest biała… „Uda Ci się… tylko się postaraj…” słyszę jakby do mnie mówiła… i już jest normalnej wielkości kotką… i przechadza się z uśmiechem po kontuarze… majestatycznie poruszając ogonem… podchodzi do mnie i mruczy przyjaźnie… Wyciągam rękę i próbuję ją pogłaskać…
Ale nagle coś się zmienia… Daszradka wzdraga się jakby przeszedł ją jakiś dreszcz… i jej futerko zaczyna zmieniać kolor… tam gdzie był ten czarny napis i mój numer… to teraz ten napis zaczyna się powiększać… a futerko, które było dookoła napisu czarnieje… i napis staje się coraz mniej wyraźny… i cała Daszradka jest coraz czarniejsza… zmienia się też jej wzrok… staje się coraz czarniejsza… całkiem czarna… i już nie wygląda jak Daszradka… tylko jak Prawdek… ten wczorajszy lub ten Konia… aż w końcu napis z numerem znikają całkowicie… i ten kocur wygląda teraz na takiego zagubionego… i trochę może rozzłoszczonego… „this Cat without you is not the same…”
„Nie uda Ci się… Pogódź się z tym i żyj swoim życiem…” mruczy złowrogo Prawdek…
Zupełnie już nie widać napisu na jego futrze… Futro Prawdka jest całkowicie czarne… A Prawdek siedzi, patrzy na mnie spode łba i prycha tylko z politowaniem…
Patrzę na niego i narasta we mnie bunt… Z tyłu głowy głos Daszradki powtarza: „Uda Ci się…” Uda mi się… Wierzę Daszradce… Ale wiem, że Prawdek też ma trochę racji w tym co mruczy… „Nie uda Ci się… pogódź się z tym…”
Uda mi się… Spotkam ją… Ona zadzwoni… Tylko musi mieć ten mój numer… Ale numer jest zarośnięty czarnym futrem Prawdka…
Uda mi się… Uda mi się…
I futro Prawdka w miejscu tego numeru jaśnieje… (To zdecydowanie sen… W rzeczywistości jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żeby coś mi się udało od samego myślenia „uda mi się”… ale teraz to zadziałało… piękny sen…) Patrzę i czuję jak staję się coraz bardziej radosny… A im bardziej ja jestem radosny, im bardziej wierzę, że mi się uda, tym bardziej wyraźny staje się numer na futrze Prawdka… A sam Prawdek, pomimo że wciąż jest czarny i jest sobą, to ma oczy Daszradki… te pomocne, uśmiechnięte oczy niemo powtarzające „Uda Ci się… tylko się postaraj…” Wygląda jakby jego Daszradka wróciła…
I jak tak patrzę, to widzę, że Prawdek zaczyna się zmniejszać… staje się coraz mniejszy i mniejszy… i już jest takim malutkim czarnym kotkiem o uśmiechniętych oczach, który biega radośnie po kontuarze z tym białym futerkowym numerem na brzuchu. Skacze na kwiatka… na monitor… i znów na blat… kładzie się na jednym boku… obraca się na drugi bok… skacze na leżącą nieopodal książkę… i nagle… spada z tą książką w dół… słyszę tylko głośny stukot i patrzę na Prawdka czy wszystko z nim w porządku… widzę jak przebiera nieporadnie łapami wertując kartki książki… i w tym momencie widzę jak z tych wertowanych kartek coś wypada… drugi… drugi Prawdek… jest ich dwóch… Lądują obaj na ziemi… Ten z opowiadania Konia i ten z barcelońskiej ulicy… patrzą na siebie… otrząsają się… i jakby się uśmiechają… patrzą na swoje białe numery na brzuchach… widzę ich porozumiewawcze spojrzenia… i nagle słyszę dźwięk dzwonka telefonu – melodii, którą gdzieś już słyszałem… i czuję wibracje… to cały mój świat wibruje… Prawdki wibrują, blat wibruje, kwiatek wibruje… wszystko… i zmienia się… wystrój biblioteki… jest już inny… coś mi przypomina, ale jeszcze nie wiem co to… patrzę teraz na Prawdki, które wibrują coraz mocniej i mocniej… i nagle… nie wiem… czy to obraz mi się rozmazuje czy to Prawdki robią się takie jakby… ale nie mam czasu dokończyć myśli, bo widzę jak Prawdki miotają się na prawo i lewo… widzę jak wibrują im te brzuchy z numerami i te numery jakby z nich wypadają… wyskakują… pyk… pyk… i już jest ich czterech… albo nie… czworo… cztery koty… znów cztery koty… zauważyły się… i wszystkie są takie radosne… teraz są dwa czarne (całe czarne… bez tych numerów) i dwa białe… dwie białe?… gonią się nawzajem… bawią się ze sobą… jedna para i druga para… czarny goni białego, a biały czarnego… koty? kotki?… Dwa Prawdki i dwie Daszradki? niesamowity widok… i nagle widzę jak jeden Prawdek dogania Daszradkę… i podskakują razem do góry i drugi Prawdek robi to samo z drugą Daszradką… i zmieniają się w dwa/dwie czarno-białe Prawdko-Daszradki… i znowu skok… na monitor… i na blat… i jak spadają na ten blat… to widzę, że to już nie są koty… tylko… karteczki… tak jak na początku… teraz to już są takie dwie małe czarno-białe karteczki… i tylko po tej czarnej stronie każdej z karteczek widnieje biały numer telefonu… Ale te karteczki… głowę daję, że one wygladają wciąż trochę jak Daszradki i Prawdki… jakby te koty były w nich zaklęte… zaczarowane…
I obie te karteczki podnoszą się i opadają radośnie w rytm muzyki z Czterech Kotów, gotowe do odnalezienia mojej Marii…

I już jestem spokojny… Wiem, że ją znajdę, że mi się uda… Wiem, że te karteczki – to będą takie moje wizytówki… i one (karteczki – wizytówki) odnajdą moją Marię… i ona (Maria) do mnie zadzwoni…

I teraz znów zmieniam się we właściciela galerii…

I oczywiście… Przecież to jest… To musi tak być… Już wiem jaka będzie forma pierwszych dzieł, które znajdą się w galerii…
Pstryk…

I w galerii pojawiają się dwie czarno-białe wizytówki… Ale dwie to za mało… dwie nie wystarczą… i w galerii pojawia się kilkadziesiąt, kilkaset a może nawet tysiąc wizytówek… Z jednej strony majestatycznie czarne… każda z białym numerem telefonu niczym kocim ogonem delikatnie uniesionym do góry… A z drugiej śnieżnobiałe… Wszystkie gotowe by odnaleźć moją Marię… Wszystkie tak jakby poruszały się w rytm tej muzyki, którą słyszę w tle…

I wszystkie gotowe by zostać dziełami sztuki…

Wizytówki jako dzieła sztuki… Tak…

No dobrze… odzywa się we mnie właściciel galerii… ale wizytówka to dopiero forma… a przecież każde dzieło sztuki musi mieć jeszcze treść…

Bo chyba nawet tysiąc czy kilka tysięcy wizytówek, to jednak jeszcze nie jest dzieło sztuki…

Wizytówki jakby się trochę zasmuciły… ale tylko na chwilę…

Bo teraz w mojej galerii zaczęły się dziać przedziwne rzeczy… Na środku sali pojawiła się znów ta biała karteczka z biblioteki… zaraz za nią wyrosła murowana ściana… tuż obok spadła nie wiadomo skąd stara, pożółkła książka… a w kącie zaczęły trzaskać trzy pary drzwi…
Patrzę na nie… i zaczynam rozumieć…

Podchodzę bliżej i widzę…

One przyniosły nam treść… Mnie i wizytówkom…

Bo pamiętasz… mówiłem Ci o tych hasłach widzianych na ścianach, na marginesach książek… o tym haśle, które ja napisałem na karteczce dla Marii Trzeciej… I te hasła właśnie były teraz… dosłownie… razem z tymi ścianami, marginesami, drzwiami, karteczkami… w tej mojej galerii…

I teraz te mądrości, te prawdy, te porady, te zapiski znalezione w tak przeróżnych miejscach, wszystkie były już w galerii razem ze swoimi Formami… I teraz te Formy (ściany, drzwi) zaczęły się ruszać… I jakby zaczęły strząsać z siebie noszoną tyle czasu Treść… Jakby czuły, że dotarły do celu swojej podróży… Ich zadanie zostało wykonane… Treść została przyniesiona w miejsce, w którym nie zostanie zapomniana… I można tą treść tutaj zostawić… Pozwolić jej, aby kontynuowała swoje życie, swój przekaz w tym nowym miejscu… niezależnie od swoich pierwotnych głosicieli…
I te napisy zrozumiały chyba co się dzieje i samodzielnie zaczęły zeskakiwać z tych ścian… wyskakiwać z marginesów książek… Popatrzyły jeszcze na swoich towarzyszy, swoje dotychczasowe Formy i…
trochę jakby nostalgiczniej się zrobiło… bo przecież taki kawał życia te Formy i Treści spędziły razem… tyle wspólnych wspomnień miały… a tutaj… wyglądało to tak, jakby to miał być koniec tej znajomości…
ale nie… one się nie żegnały… one jakby mówiły: „my teraz musimy tutaj coś załatwić, ale jak tylko zrobimy co mamy zrobić, wrócimy do Was, więc nie oddalajcie się za bardzo”…
I ściany zrozumiały… I czuć było ulgę pojawiającą się zarówno w tych ciężkich, masywnych, metalowych drzwiach, w tych grubych na pół metra murach jak i w tych delikatnych ściankach działowych czy drzwiach sklejkowych…

Tymczasem wizytówki, które do tej pory przyglądały się całej tej sytuacji, chyba już też wiedziały co dalej… Zaczęły przypatrywać się tym napisom, mógłbym nawet przysiąc, że zaczęły te napisy czytać… Szybko podzieliły się na podgrupy i ustawiły się niejako w oczekiwaniu na swoje napisy…
Napisy popatrzyły tylko na wizytówki… Stanęły przed swoimi wizytówkami i jakby siłą woli łączyły się z nimi… i zaczęły się pojawiać na tych wizytówkach… na białych stronach tych wizytówek… Jak takie obrazy… obrazy pisane słowem… czary mary…
Ale nie tak, że jeden napis, jedna wizytówka… tylko jeden napis potrafił pojawić się na raz, w tym samym momencie, na dwudziestu, trzydziestu, a po chwili na stu, dwustu… różnych wizytówkach…

I czuć było, że Treść i Forma spotkały się w nowej odsłonie… W nowej konfiguracji… Zwielokrotnione tak, że nie zanikną… tak, że będą mogły nieść swoją prawdę, mądrość, afirmację, przesłanie w nieskończoność…

I tak powstała pierwsza partia prawd, mądrości, afirmacji, haseł… mądrych, głupich, ciekawych, nudnych, ludzkich, błahych, ważkich, gotowych do wypełnienia galerii…

Reporterka:
O… To naprawdę ciekawe…
A możesz jeszcze przedstawić kilka z tych prawd i haseł?

Artysta:
Wiesz… to był sen… I tam ich było mnóstwo… część z tych, które Ci wcześniej czytałem, ale też dużo innych… Większości już nie pamiętam, ale kilka… może… tylko nie wiem czy dobrze je pamiętam… ale spróbuję…

Na pewno było trochę takich mądrości… albo porad takich… o tym co warto… „czasem warto zaryzykować”, „czasem warto zrobić coś szalonego”, „czasem warto przeczytać dobrą książkę”, „czasem warto, a czasem nie warto”…

Była taka jedna przekreślona mądrość: „bądź sobą (przekreślone)… jesteś sobą…”

Było kilka haseł uprzejmych… „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”…

Były też takie sugestie albo porady… krótkie, zwięzłe: „zapomnij…”, „powiedz „tak””…

Pamiętam też jedną afirmację, a może to bardziej komplement: „jesteś super”… i jeszcze „pięknie wyglądasz” też było…

Były też takie hasła motywacyjne: „nie, no… po prostu musi Ci się udać…”, „bo kto powiedział, że się nie da”…

I były te z tych takich bardziej osobistych: „myślę o Tobie” i „dobrze mi z Tobą”…

Ale czekaj… Hmm… i wiesz, że jak tak sobie teraz przypominam, to myślę, że one jeszcze później… bo najpierw to wydawało mi się, że one się tak trochę chaotycznie pojawiły, ale one się później poprzyglądały sobie nawzajem… i to zaczęło nabierać dla mnie sensu… to nie wyglądało na przypadkowe… tylko jak jakiś taki ciąg, tak że jedna oprócz tego, że była „prawdą” samą w sobie, to wynikała po części z drugiej… a może to był dialog? Poczekaj… To mógł być dialog… to mogły być różne dialogi… bo one tak stały w takich grupkach… fragmenty dialogów… tak… to mogło tak być…

i jeden sobie zaczynam nawet przypominać… poczekaj… przypomnę to sobie… ten dialog… Spróbuję…

Pierwsza… „Cześć.”
Druga… „Przepraszam, czy my się znamy?” (tak… dokładnie… to z tamtego pociągu z Bieszczad)

Trzecia… „czasem warto spróbować… mogę się przysiąść?”
Czwarta: „proszę”

Później nie wiem, ale chyba była piąta…

Piąta… piąta była…, na pewno było tam coś takiego: „czasem warto napić się z przyjaciółmi… na zdrowie…”

Szósta: „pięknie wyglądasz”
Siódma… tak, to było to: „nie, no… po prostu musi Ci się udać…”

Ósma…: „masz piękne oczy” (o tak, to pamiętam, że było, bo mi się spodobało, że to takie fajne…)
Dziewiąta… „zapomnij…” (tak, to zdecydowanie była rozmowa… tylko czyja? i to wszystko oczywiście na tych wizytówkach)

Poczekaj… to teraz coraz bardziej wraca…

– „czasem warto powiedzieć prawdę… podobasz mi się…”
– „czasem warto zmienić zdanie”

– „czasem warto zaryzykować”
– „bo kto powiedział, że się nie da”

– „czasem warto, a czasem nie warto”

– „przepraszam”

– „czasem warto zmoknąć” (a to fajne… bo to w rzeczywistości widziałem na takim parasolu z dziurami, to znaczy, te dziury były specjalnie w nim zrobione)
– „(nie) uda Ci się!* (nie) potrzebne skreślić” (to zdecydowanie mi się przyśniło przez Prawdka i Daszradkę)

– „czasem warto zrobić coś szalonego”
– „powiedz „tak””

– „czasem warto się otworzyć” (to pamiętam, wcześniej zeskoczyło z takich gigantycznych drzwi…)
– „bądź sobą (przekreślone)… jesteś sobą…” (to było ciekawe… bo to jedyne takie z przekreśleniem… no i w ogóle fajny tekst… i nawet pamiętam gdzie go pierwszy raz widziałem… ale to dłuższa historia…)

– „czasem warto przeczytać dobrą książkę” (to pamiętam, że znalazłem na okładce książki telefonicznej kiedyś napisane… ale tutaj to nabierało innego znaczenia… w tej rozmowie)

– „w końcu…” (takie hasło było…)

i później te komplementy:
– „masz niesamowity umysł”
– „jesteś chyba najbardziej twórczą osobą jaką znam…”
– „warto Cię znać”

i jakby w odpowiedzi?
– „dziękuję”

a później jeszcze:
– „jesteś super”
– „myślę o Tobie”
– „dobrze mi z Tobą”

I wiesz… bo to było takie ciekawe… bo same w sobie te prawdy i hasła znaczyły dla mnie co innego, ale później w tym kontekście brzmiały jakby inaczej… i czuć było, że one też wiedzą, że osobno są kimś innym, a razem stanowią zupełnie inną historię… i one chyba wiedziały nawet więcej ode mnie.. i to nadawało temu taki posmak tajemnicy…

I pamiętam, że były tam jeszcze dwa stwierdzenia… na samym końcu tej konkretnej rozmowy… one były szczególnie ważne chyba…

– „czasem warto się uśmiechnąć… tak po prostu… uśmiechnij się dla mnie…”

i

– „masz prześliczny uśmiech”…

O… „cześć”… Tak… to była jedna z rozmów…

Reporterka:
O… widzisz… i jednak pamiętasz…

Artysta:
Ha…

Reporterka:
Ha… No dobrze… I co się dalej działo w tym Twoim śnie… bo to jeszcze całkiem chyba nie wyjaśnia „żywej galerii”…

Artysta:
No… jeszcze nie… Ale po kolei…
Na ten moment w galerii pojawiły się więc już pierwsze eksponaty… Pierwsze Treści… I te wszystkie Treści zaczęły tak wirować wokół mnie na tych wizytówkach… jakby jakaś trąba powietrzna się zaczynała… i rozlatywały się coraz dalej i dalej… ale wciąż były jednak połączone jak gdyby taką niewidzialną nicią w te rozmowy…
I jak tak latały to zacząłem zauważać jak one coraz bardziej ożywają… i trochę jak te Koty z opowiadania Konia zaczynają szukać swoich przyszłych właścicieli… Tych, którym najbardziej się spodobają… a może najbardziej przydadzą w danym momencie…
I zobaczyłem jak pierwsze wizytówki lądowały w rękach pierwszych osób, które nie wiadomo skąd, znalazły się w mojej galerii… Pierwsi Zwiedzający… To było piękne… Ten uśmiech pojawiający się na twarzach Zwiedzających… Te uśmiechy… stawały się częścią galerii… ożywiały tę galerię…
Ale to jeszcze nie było to… to jeszcze nie był koniec…

Nagle sceneria się zmieniła… i zobaczyłem siebie samego rezerwującego hostel… Przybywającego do tego hostelu i poznającego tę parę z pierwszego poranka…

Bo widzisz… jak (nie)przypadkowych ludzi spotykamy w swoim życiu… na jak (nie)przypadkowych spotkaniach… i to są super spotkania czasami…

kogoś z podobnymi zainteresowaniami lub z podobnym pomysłem na spędzenie kilku wspólnych chwil…

I wiesz, jak „bookujesz” hostel, to nie masz pojęcia z kim znajdziesz się w pokoju… I czasem to jest taki super traf jak mnie się udało… I jak przyjeżdżasz do hostelu to zazwyczaj dostajesz klucz (tradycyjny lub elektroniczny) na którym masz napisany numer pokoju i numer łóżka… I to jest taki Twój numer startowy, z którym zaczynasz nową przygodę hostelową…

I teraz nagle mój numer z klucza z pokoju oderwał się od tego klucza i zaczął wznosić się w górę…

Patrzyłem na niego… a on… nie wiem do końca… ale chyba trochę jakby patrzył na mnie… i zaczął się do mnie zbliżać… to nie było złowrogie… to było takie radosne zbliżanie… jakby mnie szukał, i właśnie znalazł… podleciał do mnie… i przykleił mi się do koszulki… a wokół wciąż krążyły te wszystkie wizytówki, niektóre były już połączone ze swoimi ludźmi…
Ja nie miałem wizytówki… My z numerem staliśmy się parą… On zaczął teraz wyglądać jak taki numer startowy… jak te numery na koszulkach na biegach…
Bo wiesz… na biegach… takich zawodach organizowanych dla amatorów… każdy otrzymuje taki swój numer… i ja właśnie otrzymałem swój… jakbym miał zaraz biec w jakimś biegu…
I to wspaniałe uczucie, które towarzyszy biegaczom przed startem teraz towarzyszyło mi…
Jestem podekscytowany, zaraz ruszamy… nie wiem co prawda gdzie biegniemy, ale czuję tę energię…

I teraz dookoła mnie Ci inni ludzie, którzy mieli wcześniej te wizytówki… nagle zmieniają się w biegaczy… inni biegacze… a każdy ma już swój numer radośnie przyklejony do piersi… i wizytówkę z Treścią w ręce…

Ale teraz znów coś się zmienia… teraz Treści z wizytówek odrywają się od tych wizytówek i podlatują do koszulek tych biegaczy… i przyklejają się do tych koszulek z numerami startowymi… I każdy ma już teraz tą Treść na koszulce i numer startowy… A same wizytówki z numerami telefonów podlatują do koszulkowych pleców i przyklejają się do nich. I tak każdy z biegaczy ma na piersi swoją Treść i numer startowy, a na plecach numer mojego telefonu…
I wszyscy są już naprawdę podekscytowani tym zbliżającym się niewątpliwie startem… Uśmiechamy się do siebie… Zaraz wyruszymy…

Ale teraz widzimy coś nowego… X i Y… dwa wielkie znaki X i Y kroczą powoli w naszą stronę… Wyglądają tak majestatycznie… Są coraz bliżej… czekamy na nie, jakby były naszymi przyjaciółmi… Zapraszamy je… Chodźcie do nas…

I nagle te dwa olbrzymy rozsypują się… wysypują się z nich tysiące małych x i igreków… i już nie idą, a biegną w naszą stronę… parami…
Czuję jak… moja koszulka jest podekscytowana tymi biegnącymi iksami… Widzę jak koszulki innych biegaczy i biegaczek cieszą się na widok x i igreków…

I powoli staje się to dla mnie jasne… Już wiem czemu one do nas biegną… czemu nasze koszulki są tak tym podekscytowane… Zaraz każda koszulka z numerem otrzyma też x lub igreka… Połączą się z nimi… i będą gotowe do połączenia się jeszcze z kimś…
Bo teraz zauważam… wcześniej nie zwracałem na to uwagi… Ale teraz widzę, że nasze numery startowe się powtarzają… Widzę je podwójnie… 1 i 1, 2 i 2, 3 i 3…
I teraz do tych numerów podbiegają te pary xy i rozdzielają się… i x biegnie do jednej jedynki, a igrek do drugiej… i tak teraz na naszych koszulkach jest już nie tylko numer, ale mamy też x lub igreka… a to znaczy, że gdzieś tam jest nasza druga połowa… Nasz partner lub partnerka biegowa…

I już wiem dlaczego tak… Bo wiesz, są czasami takie biegi, które biega się parami… W Polsce też takie są… Zwłaszcza te dłuższe, bardziej wymagające… Na przykład po górach 80… 100km… Wiem, dystans wydaje się niewyobrażalny, ale to jest do pokonania… Zwłaszcza jak biegnie się w parze… Bo bieganie zazwyczaj kojarzy się z samotnym przemierzaniem różnych terenów, ale tak nie musi być… Czasem można pobiec w parze… Taki bieg ma swój niepowtarzalny urok… Trzeba się dogadać… W takiej sytuacji dopiero poznaje się siebie, swoje słabości i swoje silne strony… ale poznaje się też partnera, partnerkę, osobę z którą się biegnie… Bo nawet jeśli tę osobę znało się wcześniej, to teraz to jest zupełnie inny świat…
I my teraz mamy już swoich partnerów biegowych… Gdzieś tam jest x dla każdego igreka… Jeszcze się nie znaleźliśmy, ale znajdziemy się i zaraz będziemy biec…

I już się tak szykujemy do tego biegu, szukamy się nawzajem, żeby razem wyruszyć na trasę, razem pokonywać trudności, razem cieszyć się widokami, razem, razem, razem…

I nagle sceneria znów się zmienia, świat zaczyna wirować… Ludzie w tych koszulkach z Treściami i numerami zaczynają wirować… ale to nie jest wirowanie chaotyczne… to wygląda tak, jakby jakaś niewidzialna siła prowadziła nas w konkretne miejsca… te miejsca się pojawiają… i już widzę czym one są… to są sale balowe… przepięknie wystrojone… parkiety oczekują już na tancerzy… na nas… bo nasze stroje biegowe zmieniają się teraz w stroje taneczne, mężczyźni dumnie prezentują się teraz w smokingach, frakach, garniturach… a kobiety olśniewają nas, tych mężczyzn swoją urodą we wspaniałych kreacjach, kolorowych, czarnych, białych, długich, krótkich…
Jestem na jednej z sal… a sal jest mnóstwo… I patrzę na tych wszystkich ludzi na mojej sali, szukam swojej drugiej połówki, ale jej nie widzę… zaczynamy tańczyć… jakaś kobieta z x i niestety numerem do mojego nie pasującym znajduje się nagle w moich ramionach, trzymam ramę… tańczymy… zaczynamy żywo sambą… uśmiechamy się do siebie… skocznie przemierzamy salę… i muzyka się zmienia… ruchem jednej ręki pozwalam partnerce udać się do kolejnego tancerza, a druga ręka oczekuje już nowej partnerki… i znów tańczymy… cha, cha, cha, raz, dwa… patrzę na moją partnerkę… to Maria z Camp Nou… uśmiecha się do mnie… ja do niej… cha, cha, cha, raz, dwa… i zmiana rytmu… pierwsza Maria oddala się w rytm nowego tańca, a ze mną tańczy już druga… to Maria z poranka łączy się ze mną w miłosnym uścisku rumby… i znów zmiana… Maria wciąż trzyma mnie jedną ręką za rękę, ale drugą rękę wyciąga do swojego nowego, starego partnera, kędzierzawa czupryna, uśmiech, on też chwyta i mnie za rękę i na chwilę zastygamy w bezruchu… w oczekiwaniu na muzykę… pasodoble!… ona… on… ja… między nami narasta napięcie… prawie jakbyśmy mieli stoczyć zaraz jakąś walkę, a nie rozpocząć taniec… czuję krew buzującą w naszych żyłach… to może być piękna walka… tańczymy… tańczymy… tańczymy we troje… patrzę na ich numery… pasują… znaleźli się… x + y… muzyka się zmienia… i oni połączeni, już beze mnie płynnym chasse przechodzą radośnie do jive’a…
Zaczynam się znów rozglądać po sali… i pewien szczegół zwraca moją uwagę… Przede wszystkim, mam już swoją Treść na koszulce… nie wiem kiedy ona się tam pojawiła, kiedy moja wizytówka mnie odnalazła, ale stało się… patrzę na innych ludzi z sali i widzę, że wszyscy mamy na koszulkach tą samą Treść… i ta sama Treść widnieje pod sufitem… „masz prześliczny uśmiech”… patrzę teraz na pozostałe sale i widzę wyraźnie, że każda z tych sal ma swoje hasło przewodnie… i w zależności od tego hasła (tej Treści) ludzie tańczą inaczej… zupełnie jakby wprowadzali to hasło w życie w rytmie muzyki… ta sama muzyka… inna myśl… inne dzieło…
Sztuka zaczyna żyć…

Coraz więcej par już się odnalazło… wirują razem w angielskim walcu… gdzieś w oddali widzę moich porannych znajomych… wyglądają niesamowicie… x + y… tak to wygląda… Wspaniały widok…
Dziesiątki sukni rozłożyście ukazują pełnię kunsztu projektantów, którzy wykonali je z najznamienitszych materiałów… tancerki w tych sukniach wyglądają jak księżniczki na balu… raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy…
Ja tym razem nie tańczę… tylko patrzę i szukam… i wiem już co się zbliża… jaki taniec zaraz nastąpi… W tym tańcu zatańczyć mogę tylko z jedną partnerką… szukam jej… rozglądam się… „masz prześliczny uśmiech”… cała sala tańczy…
i nagle znów sceneria się zmienia… tańczące pary zlewają się w jedno… w jeden… w jedną… stają się obrazami… rzeźbami… dziełami sztuki…
na wszystkich salach to samo… dzieła przepiękne… monumentalne… krotochwilne… nawiązujące do swoich Treści… stworzone w rytmie walca… jive’a… samby…
teraz te wszystkie sale wyglądają jak gigantyczna galeria sztuki… żywej sztuki…

gdzieś między tymi obrazami migają od czasu do czasu te wizytówki, które rozpoczęły całą tą historię… te, które jeszcze nie odnalazły swoich zwiedzających (biegaczy, tancerzy)…
to jest taka trochę ich galeria też…
wizytowa galeria…
Galeria dla dwojga…
gra dwojga…
Każdy eksponat jest całością stworzoną z dwóch części… jeden fragment… drugi fragment… jak te puzzle…
i łącząc się tworzą te eksponaty, to ludzie łączą te eksponaty, teraz to widzę wyraźnie… oni trzymają je razem… łączą się ludzie, którzy znaleźli się w posiadaniu tych eksponatów… i tu dopiero zaczyna się nowa twórczość…
Ci ludzie stają się teraz nowym tworzywem dla sztuki… oni trochę sami, a trochę w rytm tej muzyki tworzą coraz to nowe konfiguracje – fantastyczne, fenomenalne, niepowtarzalne…
najpierw powstają pary… później niektórzy łączą się w trójki, czwórki…
i tu zaczyna się kolejny etap tworzenia…
bo to, że Ci ludzie się połączyli, to jedno… ale oni teraz zaczynają tworzyć coś własnego… coś nowego… już niezależnie od muzyki… w rytm swoich własnych serc… w rytm muzyki swoich własnych dusz…
Oni są twórcami… Ci Zwiedzający…

Przyglądam się im teraz, żeby im podziękować… I rozpoznaję niektórych… Widzę Marię Drugą ze swoim partnerem, widzę Marię Pierwszą… ale widzę też innych… Mógłbym przysiąc, że jedna z tańczących par wygląda jak Prawdek i Daszradka… Ale patrzę dalej i widzę kolejnych, to dziwne… To Julia… i Romeo… to Hera… i Zeus… to… Żwirek i Muchomorek (?)… a tam Piękna i Bestia… jest też Mała Mi i Włóczykij… ale widzę też Zosię i Tadeusza… i Konopnicką i Dulębiankę… Widzę Jacka i Ennisa… Eurydykę i Orfeusza… i innych… coraz więcej z nich rozpoznaję… Pierwsi zwiedzający… Pierwsi twórcy…
I widzę jak tańczą… jak tworzą… trzymając te wizytówki…

I teraz jeszcze jedna sprawa przyciąga moją uwagę… Patrzę co oni robią i widzę, że jakby się podpisują na tych wizytówkach… ale nie jestem w stanie odczytać tych ich podpisów… to chyba takie magiczne pismo jest… I widzę, że w momencie kiedy ten podpis pojawia się na wizytówkach, to razem z tym podpisem te wizytówki przejmują cząstkę tych swoich tancerzy… ich blask… ich historie… ich emocje… ich taniec… Nie do końca jestem w stanie to objąć umysłem… ale nic to… Przestaję się na tym koncentrować…

i znów patrzę na galerię…
jak rośnie…
galeria coraz bardziej się wypełnia…
i rozszerza…
i znów coraz bardziej wypełnia…
galeria otwarta…
coraz więcej eksponatów…
galeria żyje…

żyje…
wiruje…
tańczy…
zasypia…
budzi się…
to ja śpię…
to mi się śni…
Ci ludzie.. ten taniec… ta galeria…
budzę się…

budzę się…

Budzę się.
Jestem w samolocie… w drodze do Porto… To był tylko sen… i aż sen… piękny sen…

Reporterka:
Piękny sen…

Artysta:
Prawda?…

Reporterka:
Piękny sen… Naprawdę…
Teraz już się nie dziwię, że lubisz spać w samolocie…

Artysta:
Hahaha… Dobre…

Reporterka:
No dobrze… Hmm…
Wiesz…
ciężko mi teraz wrócić do tego naszego wywiadu…
ale mam wrażenie, że powinnam Cię teraz o coś zapytać…
spróbujmy…

Artysta:
Spokojnie… mamy czas…

Reporterka:
Tak…
Ale jednak…
Galeria…
sen…
Sen był o galerii…
Ale to nie koniec… prawda?

Artysta:
Odnośnie galerii to zdecydowanie nie koniec… To właściwie początek…

Reporterka:
No właśnie… Opowiedz w takim razie o tym jak to dalej było z tą galerią…

Artysta:
Dalej… Dobrze…
Jak już trochę ochłonąłem po tym śnie, to zacząłem się zastanawiać nad tym czy uda mi się go jakoś wykorzystać… do stworzenia obrazu lub rzeźby…
I zacząłem myśleć jak mogłaby powstać taka rzeźba: galeria… ale tak fizycznie… jakby to mogło wyglądać… czy w ogóle byłoby coś takiego realne w normalnym, nieonirycznym świecie…
Najpierw to było takie myślenie trochę jeszcze ospałe… To może mógłbym stworzyć jakieś takie swoje wizytówki… To może mógłbym tam umieścić jakieś teksty… i te numery… i iksy i igreki…
Później jednak myślenie zaczęło przyspieszać… cały ten pomysł zaczynał nabierać realnego kształtu i to mnie nakręcało… to faktycznie mogłoby się udać… mogę to zrobić… zrobię to… uda się… („jak Mruczce”, słyszałem szepty Prawdka i Daszradki w głowie, ale odsuwałem te myśli…)
Czyli dobrze…
Dobrze…. Robię wizytówki… czarne z jednej strony, białe z drugiej… biały numer telefonu na czarnym tle… a na białym tle napis… numer… x lub y…
Dobrze… I teksty… trzeba szybko zapisać te teksty, które mi się przyśniły… ale to za momencik… jak to zorganizować logistycznie… to jest kluczowe pytanie…
Jak te wizytówki mogą dotrzeć do swoich właścicieli? Gdzie tacy twórczy ludzie bywają, gdzie mogą spotkać moje wizytówki?
Już wiem… Małe knajpki, jak 4Koty w Barcelonie… Galerie sztuki, te tradycyjne – mimo wszystko czasem się przydają… Biblioteki, czytelnie… Dobrze… To już mam opanowane…
A teraz co dalej? Jak Ci ludzie będą się mogli odnaleźć? Przecież to, że ktoś weźmie wizytówkę (ten klucz do pokoju) nie wystarczy do spotkania swojej drugiej połowy… Musi być jakieś miejsce, jak te sale balowe, w którym Ci ludzie będą mogli się spotkać (Ci z kluczami)… No dobrze… W takim razie mogę stworzyć te sale balowe… Tylko trochę inaczej, bardziej metaforycznie… Mogę stworzyć w internecie takie miejsce, z tymi salami i tam Ci ludzie będą się mogli odszukać, być może będą też mogli zatańczyć z innymi, podobnymi do siebie, którzy również szukają… i nawet jeśli to nie będą ich drugie połówki, to też może być twórcze…
Dobrze… czyli miejsce w internecie z nazwami sal balowych… z tymi tekstami z wizytówek… Na facebooku?… W dzisiejszych czasach to taki trochę plac targowy, tam się mnóstwo ludzi zbiera i tam mogę stworzyć te sale balowe… galerie jednocześnie…
Czyli wiem już, że zamawiam wizytówki, piszę na nich senne sentencje, te znalezione na ścianach, na marginesach. Wpisuję na każdej wizytówce numer i x lub y. Zostawiam te wizytówki w miejscach, do których chadzają ludzie z mojego snu. Oni te wizytówki biorą i na sali balowej na facebooku wpisują: „jestem …x, szukam swojego igreka”… i inni im odpowiadają… i łączą się w pary, żeby wspólnie pobiec, wspólnie zatańczyć… Jak Julia i Romeo, jak Jack i Ennis, jak Konopnicka i Dulbębianka, jak Zosia i Tadeusz…
Tylko co mają tańczyć? Gdzie mają biec?…
Po co mają się spotykać?…
Galeria… Żeby współtworzyć galerię… Żeby stworzyć swoje własne obrazy, rzeźby, filmy, zdjęcia, teksty w nawiązaniu do hasła swojej sali… Żeby później podzielić się z innymi swoją twórczością… Żeby stworzyć coś kolejnego… i kolejnego… Żeby ta galeria żyła… Żywa galeria… żeby to była ta wiecznie żywa galeria… otwarta na co dzień… dla wszystkich…
Ale to jeszcze nie koniec… Galeria potrzebuje czegoś więcej… Temat przewodni… Pierwsza wystawa musi mieć temat przewodni… Jakikolwiek… wybrany przypadkowo… jak pokój w hostelu… Jak przypadkowo… Nie… Nie przypadkowo… Nieprzypadkowo… Przypadkowo?… To spotkanie… Te spotkania… Nie były przypadkowe… Ale jednocześnie były… Tak… To będzie temat… Taki będzie temat pierwszej wystawy… Nieprzypadkowe… (Nie)przypadkowe spotkania…

Tak…
tak…
Tak…
Uchwyciłem tę chwilę…
w chwili…
w obrazie? nie… w rzeźbie…
w żywej rzeźbie…
czuję dreszcz przebiegający przez całe ciało…
znam ten dreszcz…
znam go…
tak…
estetyczny…
Jest mi dobrze…
widzę to… choć nie śpię… a może to taki trochę sen jednak… na jawie… śpię? śnię?

Mój numer…
Moja Maria…

Masz prześliczny uśmiech…

Reporterka:
…?
Dziękuję?

Artysta:
Och… przepraszam…

Reporterka:
Proszę…

Artysta:
Chyba w to wsiąkłem znowu…

Ale…
Naprawdę masz…

Reporterka:
Haha… Naprawdę dziękuję.

Artysta:
No właśnie… I… wracając… tak właśnie powstała w mojej głowie ta galeria po raz drugi… i to był jednak znowu sen… trochę inny… ale jednak sen…

Reporterka:
Ale czy Ty ją ostatecznie stworzyłeś w rzeczywistości? Czy tylko…?

Artysta:
Tylko… Stworzyłem tylko tą rzeźbę… Nieistniejącą oczywiście… Żywą rzeźbę… Jak te rzeźby na Rambli stworzone przez mimów… ale nie całkiem… To znaczy ruchomą… ale lubię o niej myśleć, że ona żyje… i będzie żyć wiecznie… dopóki będą Zwiedzający… dopóki będą Twórcy…

Reporterka:
No… myślę, że zdecydowanie można ją postrzegać jako żywą… I to jedna z Twoich ciekawszych rzeźb z tego okresu, jeśli mogę tak od siebie coś dodać.

Artysta:
O… dziękuję…

Reporterka:
Proszę…
Dobrze… Słuchaj… To wszystko do tej pory było super, a czy chciałbyś coś jeszcze dodać do historii tej rzeźby?

Artysta:
Nie.. Już chyba nie… Tyle myślę, że wystarczy… Chyba że masz jakieś pytania? To chętnie odpowiem…

Reporterka:
Hmm… Właściwie… To wiesz…, bo zastanawiałam się jakby to było gdybyś nie tylko stworzył taką nieistniejącą rzeźbę, ale gdybyś faktycznie pokusił się o stworzenie takiej galerii, wyjście do ludzi, zaproszenie ich do tego wspólnego tworzenia… Czy myślisz, że to by się udało? Że ludzie by chcieli?

Artysta:
Ha… W moim śnie i w mojej głowie chcieli… ale faktycznie… w rzeczywistości mogłoby być inaczej… Aczkolwiek myślę, że mogliby… bo to naprawdę fajna idea jest… i jakby ktoś spróbował taką galerię, taki projekt zrealizować, to myślę, że znalazłby chętnych…

Reporterka:
Tak… Ale dlaczego właściwie mieliby chcieć? Co oni by z tego mieli?

Artysta:
Co by mieli?
Tak po kolei… to przede wszystkim mieliby te wizytówki i mieliby na tych wizytówkach te hasła, które by do nich trafiały… I można powiedzieć, że znaleźliby się w tym momencie w posiadaniu takich małych dziełek sztuki… sztuki ulicy… tak jakby wzięli ze sobą kawałek tego muru, na którym ktoś napisał „dobrze mi z Tobą”, albo „Stop looking around. I’m right here. Your Love/Life”… tylko zamiast muru mieliby wizytówkę, ale to szczegół…

Magda:
Hej!

Pisarz:
Cii…

Magda:
A…

Pisarz:
Czytaj. Później powiesz…

Magda:
Ale…

Pisarz:
Czytaj.

Magda.
Eh…

Reporterka:
No… podobno diabeł tkwi w szczegółach…

Artysta:
No… to być może dostaliby gratis jeszcze diabła, ale to już nie dzięki mnie…

Reporterka:
Haha… Ok.

Artysta:
Ale dalej…

Po co brać udział w tym projekcie?
Żeby kogoś poznać, żeby poznać siebie, żeby się pobawić, żeby współtworzyć sztukę…

No i wiesz, to kogo poznajesz jest naprawdę przypadkowe, więc poznawanie kogoś dzięki wizytówce nie różni się od tego, że usiądziemy obok kogoś w autobusie lub na ławce w parku i zagadamy…Tylko może jest prostsze… bo wiesz, poznanie drugiej osoby normalnie – na ulicy, w knajpie, czasami nie jest jednak takie łatwe… a na przykład w hostelu, na wyjeździe to jest naturalne – dostajesz klucz z numerem pokoju, idziesz do swojego pokoju (wieloosobowego) i poznajesz nowych ludzi… Albo wchodzisz na stołówkę, do salonu i poznajesz innych ludzi, tak zwyczajnie… Rozmawiacie… biegacie… tańczycie…
I w tym projekcie ludzie mogliby podobnie kogoś poznać… tak po prostu… jak na wyjeździe… dzięki tym wizytówkom… tym kluczom…

No… i może to różni się tym od spotkania na ulicy, że to będzie ktoś komu, jak nam, spodoba się ten pomysł… i to konkretne hasło… ta Treść… tak jak te napisy, te graffiti… czyli to tak jakby stanęli przed tym samym graffiti i do siebie zagadali…
I to może być ktoś z tej samej okolicy, albo z innej, albo nawet z innego miasta… w zależności od tego skąd kto weźmie tę wizytówkę… To może być ktoś z kręgu naszych znajomych lub znajomych znajomych, ale to może też być ktoś z kręgu całkowicie odmiennego…
A poznanie kogoś spoza swojego kręgu bywa czasami ciekawe… i już nie będę mówił dlaczego, bo to chyba oczywiste…

Reporterka:
Tak… To już mówiłeś… I jak na razie to ma sens… Ale… pozwól, że zostanę teraz adwokatem diabła…

Artysta:
O… oczywiście…

Reporterka:
No, już… Bo tak sobie myślę…

A jeśli jedna osoba weźmie wszystkie wizytówki i będzie się ze wszystkimi kontaktować?

Artysta:
Hm… no… o tym nie pomyślałem… Raczej myślałem, że nikt tych wizytówek nie będzie brał i że o to mnie będziesz dalej pytać…

Ale jak tak, to… hm… to chyba na Fb to będzie widać… i zawsze wtedy można się nie odezwać do takiego człowieka, który ma tak wielkie pragnienie spotykania różnych ludzi… W końcu i w hostelu i w sali balowej i na biegu – rzadko, ale czasami może zdarzyć się ktoś z kim nam po drodze nie będzie, kto będzie miał inne podejście do życia i wspólnej zabawy…

Reporterka:
No ok… A coś innego w takim razie, ale podobnego… Skąd będzie wiadomo, że ktoś bez wizytówki się nie podszywa za wizytówki posiadacza? Bo ktoś może nie mieć wizytówki, tylko chcieć się spotkać, bo mu się ktoś spodoba?

Artysta:
No… po pierwsze, to chyba też fajnie jeśli ktoś się do nas odezwie, bo chce się z nami spotkać… Tylko zaznaczam, że to nie chodzi o spotkanie w celach matrymonialnych tylko kreatywnych… Więc to chyba fajnie, że ktoś chce… I z takim kimś ewentualnie też się można spotkać… (nie)przypadkowo… ale…
Jak Cię to tak nurtuje… to może mogłoby być tak, że na każdej wizytówce byłyby trzy elementy kluczowe:
– Treść, czyli to podstawowe hasło (takie samo na obu wizytówkach)
– numer „startowy” (taki sam na obu wizytówkach) + „x” lub „y” (w zależności od wizytówki)
– i kod rozpoznawczy (czyli zbiór pewnych liter, które po połączeniu dadzą dodatkowe hasło rozpoznawcze… sensowne tylko jak połączy się litery z pasujących do siebie wizytówek)

I jakby ktoś miał wątpliwości i chciał się upewnić, że to na pewno los tak chciał, że ta osoba się do nas odzywa, a to nie dlatego, że jest nami po prostu zainteresowana, to znaczy współpracą z nami, to możliwa byłaby weryfikacja tego przy pomocy hasła dodatkowego, litera po literze (podawane na zmianę), aż do utworzenia kodu rozpoznawczego…
Poczekaj… to nie będą takie zwykłe kody…
O wow… Już wiem co mi się śniło… Pamiętasz jak Ci mówiłem o tym, że te postaci, Ci pierwsi zwiedzający się podpisują na tych swoich wizytówkach… Już wiem co oni tam pisali…
Oni się podpisywali, ale ten kod… to nie był kod… Oni po prostu podpisywali się na zmianę… hmm… może to dlatego teraz ten pomysł przyszedł mi do głowy… ciekawe…
W każdym razie… Tak… Tam na przykład byli Julia i Romeo i oni się podpisali tak: „JlaRmo” na jednej wizytówce i „uiioe” na drugiej… I to nie jest kod… Bo jak się to połączy to powstaną ich imiona… I to jest ich kod rozpoznawczy…
Super… Podoba mi się to… To będą kody rozpoznawcze na tych wizytówkach (o ile ktoś je stworzy)…
Czyli ten kod rozpoznawczy mówi o tym jakie postaci zostały zaklęte w wizytówkach, jakie postaci te wizytówki zaczarowały… tak jak: Prawdek i Daszradka na początku… albo Julia i Romeo w galerii. Tak…
I teraz obie strony będą już miały pewność, że wszystko się zgadza i siła wyższa (siła przypadku, magia) sprowadziła je do siebie… A może to pewien Prawdek i pewna Daszradka, pewna Julia i pewien Romeo, zaklęci w wizytówkach byli w to zamieszani… Czy tak może być?

Reporterka:
No… mogłoby…
Ale będę brnąć dalej, bo jeszcze jedno wpadło mi do głowy – co jeśli ludziom tak po prostu by się nie spodobał ktoś kogo „wylosowali”?

Artysta:
No cóż… Zdarza się… Myślę, że można byłoby to wzięcie wizytówki traktować jak wzięcie losu na loterii. I jak masz taki los to możesz wygrać dużą nagrodę, małą nagrodę, ale możesz też nic nie wygrać… I tu pewnie byłoby podobnie…
Ale myślę jednak, że to byłyby odosobnione przypadki z tymi „pustymi losami”… bo jeśli ktoś w ogóle chciałby się w to bawić, to już oznacza, że to jest osoba warta poznania… Raczej…
i myślę, że do tego bym ludzi zachęcał… żeby taką osobę poznać…

Reporterka:
No… dobrze… może masz rację…

Artysta:
Wiesz, czasem warto uwierzyć w ludzi…

Reporterka:
Ok… Niech Ci będzie…
To teraz jeszcze coś innego… A nie boisz się, że Ci wszyscy ludzie zaczęliby do Ciebie dzwonić… bo z tego co mówisz, to na tych wszystkich wizytówkach byłby Twój numer…

Artysta:
O… O tym nie pomyślałem… Hmm… To może zamiast numeru telefonu jakiś adres mailowy bym podał… albo w ogóle tylko adres www tej galerii, bo w sumie to ważne, żeby Ci ludzie mogli odnaleźć siebie i ewentualnie podzielić się później swoimi dziełami ze światem… a kontakt ze mną nie jest jakoś specjalnie istotny…

Reporterka:
W sumie… to masz chyba rację…

Artysta:
Ha… Ha… Ha…

Reporterka:
No dobrze… A co Ty byś z tego w takim razie miał gdybyś to wprowadził w życie? Albo ktoś kto wprowadziłby to w życie?

Artysta:
O… o tym też nie myślałem… Ale to dobre pytanie… I myślę, że niewątpliwie satysfakcję, że udało się (mi… albo temu komuś…) stworzyć taką szansę dla ludzi do wspólnej twórczej pracy…
A poza tym, jak ktoś poznałby „bratnią duszę” to może zechciałby kupić obrazek (lub dwa) z galerii z Treściami, które sprowadziły tę „bratnią duszę”… Więc ktoś (na przykład ja) mógłby też na tym zarobić sprzedając takie obrazki…
I Ty wiesz… to może nie być taki głupi pomysł w takim razie…

Reporterka:
Haha… Pieniążki?

Artysta:
Wiesz, za coś trzeba żyć…

Reporterka:
No dobrze… To zamierzasz to realizować?

Artysta:
Nie… Raczej nie… Tak tylko mówię… Ale pomyśleć można…

Reporterka:
Dobrze… To jeszcze myśląc dalej… albo bliżej… To mówiłeś już co Ci ludzie mieliby z tego projektu, ale faktycznie, ten projekt może w ogóle ludzi nie zainteresować, tak jak mówiłeś, że prędzej tak to widzisz… To gdyby rzeczywiście tak było… to jakbyś widział zachęcanie ludzi do udziału w tym przedsięwzięciu? Żeby jednak brali te wizytówki… Tak konkretnie?

Artysta:
Hmm… to wydaje mi się faktycznie bardziej realnym scenariuszem… ale w ogóle, to jakoś tak wyjątkowo drążysz temat… Jesteś pewna, że nie planujesz sama rozkręcić tego projektu?

Reporterka:
Hahaha… może…

Artysta:
Jasne… jakoś nie wierzę…

Reporterka:
Ha… to po co pytasz, skoro nie wierzysz…

Artysta:
Bo to ciekawe pytanie… Ale dobrze już… Jak zachęcić ludzi? Hmm…

Może tak:

„x + y

Poznaj kogoś nowego… Stwórzcie coś… bo czasem warto

Wzięcie udziału w projekcie jest banalnie proste… wystarczy kilka kroków i gotowe… A więc… aby wziąć udział w projekcie…

1. Weź wizytówkę.

2. Na swojej wizytówce znajdziesz kilka ważnych informacji:
– „Twoją Treść – hasło podstawowe”
– Twój numer + x lub y
– Twój kod rozpoznawczy

3. Wejdź na stronę „wiecznie żywej galerii” – znajdź swoje hasło, sprawdź czy ktoś wpisał tam już Twój numer i skontaktuj się z tą osobą lub wpisz swój numer i czekaj na kontakt. Zweryfikuj kod rozpoznawczy…

4. Zaryzykuj – umówcie się – spotkajcie się

5. Porozmawiajcie…

6. Stwórzcie dzieło sztuki…”

I jak? Może być?

Reporterka:
Hmm… trochę to takie suche… Wiesz, jak mówiłeś o tym w swoim śnie, to czułam, że to faktycznie jest takie żywe… i że Ci ludzie braliby udział w czymś większym, faktycznie w tym tworzeniu „żywej galerii”… a to przed chwilą… no… to jakoś nie wskazywało na nic specjalnego…

Artysta:
Hmm… To co byś proponowała?

Reporterka:
No… spróbuj coś dodać… Co mogliby zrobić na takim spotkaniu tak konkretnie? Może tak jak w tym drugim śnie, dałbyś im jakiś temat przewodni? To „(nie)przypadkowe spotkanie” może? No i jakbyś jeszcze dodał czy mają tam biegać czy tańczyć na tym spotkaniu to już w ogóle byłaby rewelacja…

Artysta:
Hmm…
A wiesz, że to faktycznie fajne… Super…
Poczekaj chwilę w takim razie…

Reporterka:
Ok…

Artysta:
No dobrze… To mogłoby wyglądać jakoś tak… To mogłoby być w formie takiego zaproszenia do współtworzenia galerii…

„Witaj Kochana Artystko… Witaj Kochany Artysto…

Jest mi niezmiernie miło, że zawitałaś / zawitałeś w progi „Wiecznie żywej galerii”… To naprawdę dużo dla mnie znaczy…

Aby Twoja wizyta w galerii była pełniejsza, spieszę z kilkoma podstawowymi informacjami…

Po pierwsze, myślę, że powinienem Ci powiedzieć, iż galeria ta w pierwszej swojej wersji powstała jako majak senny w samolocie z Barcelony do Porto… tam się to wszystko zaczęło… Weź więc na to poprawkę zwiedzając… współtworząc tę galerię…

Po drugie, ów majak senny przerodził się w pierwszej kolejności w nieistniejącą rzeźbę zatytułowaną „Wiecznie żywa galeria, czyli galeria otwarta na co dzień”…

Po trzecie… I dopiero w dalszej kolejności powstała ta galeria…

A teraz po czwarte… Po czwarte, musisz wiedzieć, że nie jest to galeria tradycyjna, zlokalizowana w jednym miejscu, czynna od 9 do 5 i wystawiająca tylko wybranych twórców (choć nie, żebym coś miał przeciwko takowym… takie galerie też są potrzebne…)
Jest to galeria otwarta… zarówno jeśli chodzi o miejsce, jak i czas… no i oczywiście jeśli chodzi o ludzi…
Jest to galeria otwartej przestrzeni, jak „galerie” graffiti, jak „galerie” na straganach… ale jeszcze bardziej…
Jest to galeria otwarta przez cały czas…
Jest to galeria, w której praktycznie każdy kto zechce może wystawić swoje dzieło…
I w końcu, jest to galeria, która potencjalnie trwać może w nieskończoność…
Taka to jest galeria…

Ale… póki co, jest to dopiero potencjalnie „wiecznie żywa galeria”… Bo żeby to faktycznie była ta wiecznie żywa galeria… otwarta na co dzień… dla wszystkich… galeria ta potrzebuje eksponatów… Zwiedzających… i Twórców…
Ale to jeszcze nie koniec… Galeria potrzebuje czegoś więcej… Temat przewodni… Pierwsza wystawa musi mieć temat przewodni… Jakikolwiek… wybrany przypadkowo… Nie… Nie przypadkowo… Taki właśnie jest temat pierwszej wystawy… (Nie)przypadkowy…

„(Nie)przypadkowe spotkania”…

Aby lepiej zrozumieć skąd pomysł na temat przewodni pierwszej wystawy… oraz czym jest i jak dokładnie narodziła się galeria, prawdopodobnie najlepiej byłoby gdybyś poznał(a) ów sen, o którym już wspominałem oraz dowiedział(a) się trochę więcej o tym co przydarzyło mi się w drodze do Portugalii, a konkretniej to w Barcelonie i co do snu owego doprowadziło, ale… aczkolwiek… aby współtworzyć galerię, nie jest to konieczne…

Spieszę bowiem w tym momencie od razu z zaproszeniem… Zapraszam Cię do udziału w pierwszym projekcie galerii. Zapraszam Cię do zwiedzania tej galerii… i zapraszam do jej współtworzenia… aby faktycznie mogła ona zostać wiecznie żywą galerią…

A zatem – po piąte, jeżeli znalazłaś się / znalazłeś się w posiadaniu jednej z wizytówek (kluczy do galerii… i zarazem pierwszych jej eksponatów), stajesz właśnie przed możliwością wyboru sposobu zwiedzania (a może nawet współtworzenia) galerii… Aby wybór ten nie był zbyt trudny, do wyboru masz dwie ścieżki (Ścieżkę Zwiedzających i Ścieżkę Twórców).

Twój wybór jest jeszcze prostszy jeżeli nie posiadasz odpowiedniej wizytówki. W takiej sytuacji możesz pójść jedynie Ścieżką Zwiedzających i ewentualnie czekać (biernie lub aktywnie) na swoją wizytówkę, aby w przyszłości móc pójść Ścieżką Twórców…

A zatem…

Ścieżka nr 1 – Ścieżka Zwiedzających

Ścieżka ta jest niezmiernie ważna dla galerii, gdyż dzięki tej ścieżce galeria może żyć dla kogoś, może stać się dla kogoś inspiracją, może komuś pomóc w trudnej chwili, może kogoś rozbawić lub pomóc w przemyśleniach, podjęciu decyzji…
To wszystko możliwe jest dopiero wtedy kiedy w galerii pojawiają się Zwiedzający… I Ty właśnie możesz stać się jedną z takich zwiedzających galerię osób… koneserów sztuki…

Dzięki ścieżce numer 1 możesz poprzechadzać się po „korytarzach” galerii i popodziwiać dzieła w tej galerii zamieszczone… możesz pokiwać głową ze zrozumieniem, zadziwić się, uśmiechnąć, zasmucić, zastanowić… lub stwierdzić, że to w ogóle jakaś „totalna abstrakcja” lub „absurd” lub „ta cała sztuka nowoczesna, która…”. A zresztą, co ja Ci będę podpowiadał… Wejdziesz, zobaczysz, przeżyjesz… Samodzielnie zdecydujesz czym dla Ciebie stanie się ta galeria…
W wirtualnej części owej galerii na początku znajdziesz jedynie obrazy z pewnymi hasłami, ale z biegiem czasu…
W realnej części owej galerii tymi dziełami (no, dziełkami) są wizytówki (których pochodzenie tłumaczy sen wyśniony w tamtym Boeingu lecącym do Porto)…
Jednocześnie pragnę Cię teraz oficjalnie poinformować, że w momencie, w którym weszłaś / wszedłeś w posiadanie swojej wizytówki (o ile to już nastąpiło), stałaś się właścicielką / stałeś się właścicielem kawałka wiecznie żywej galerii – tej wizytówki, czyli takiego małego dziełka sztuki… sztuki ulicy…
Biorąc taką wizytówkę, to jest trochę tak jakbyś wzięła/wziął ze sobą kawałek takiego muru z graffiti, muru na którym ktoś napisał „masz prześliczny uśmiech”, „dobrze mi z Tobą”, albo „Stop looking around. I’m right here. Your Love/Life”… tylko zamiast muru masz wizytówkę…

Wizytówki – te pierwsze realne eksponaty „wiecznie żywej galerii” mogą być dwojakiego rodzaju. Możesz znaleźć na nich jedynie, wspomniane już wcześniej, hasło (na przykład: „masz prześliczny uśmiech”. Możesz też znaleźć na nich dodatkowo: liczbę z literką x lub y (w lewym dolnym rogu wizytówki) oraz wyjątkową sekwencję liter (w prawym dolnym rogu wizytówki), która sama w sobie nic nie znaczy, ale w połączeniu…

I to by było tyle na temat Ścieżki Zwiedzających…

A teraz…

Ścieżka nr 2 – Ścieżka Twórców

Na tej ścieżce mam dla Ciebie pewną propozycję…
Dzięki tej ścieżce nie tylko możesz zwiedzić galerię, ale możesz także poznać kogoś, kto jak Ty zwiedza/zwiedzał/będzie zwiedzał galerię…
I możecie wpisać się tym Waszym spotkaniem w cykl „(Nie)przypadkowych spotkań” prezentowanych w galerii…

Jest to możliwe dzięki wizytówce, na której znajduje się konkretny numer i znak x lub y. Dzięki tym dwóm (numerowi i „x” lub „y”) możesz spotkać (nie)przypadkową osobę, która posiada (lub posiądzie) wizytówkę z tym samym numerem i dopełniającym go znakiem („x” lub „y”).
Ale po kolei…

Ścieżka Twórców jest dużo bardziej rozbudowana (mam nadzieję, że nie za bardzo) od Ścieżki Zwiedzających i pozwala na „magiczne wpisanie się w pewną historię”… Jeśli masz więc ochotę na odrobinę magii, zapraszam na ścieżkę nr 2…

Ścieżka ta może w pełni pozwolić galerii stać się „wiecznie żywą”, a Tobie umożliwi stanie się współtwórcą/współtwórczynią tejże galerii…

Aby podążyć Ścieżką Twórców i stworzyć własne dzieło w projekcie „(Nie)przypadkowe spotkania” wystarczy, że spełnisz trzy warunki…

Po pierwsze – znajdziesz się w posiadaniu wizytówki z hasłem, numerem, sekwencją liter – klucza niezbędnego do wzięcia udziału w tym projekcie…

Po drugie – dzięki owej wizytówce, znajdziesz swojego artystycznego partnera / swoją artystyczną partnerkę…

I po trzecie – zechcecie obie/obaj/oboje zaangażować się w ten projekt…

Tylko tyle i aż tyle potrzebne jest by podążyć ścieżką numer 2 i stać się współtwórcą / współtwórczynią galerii…

A zatem…

Jeżeli posiadasz już wizytówkę, Twoim pierwszym zadaniem będzie przede wszystkim spotkanie osoby, która znalazła się (nie)przypadkowo w posiadaniu partnerki Twojej wizytówki. Każda wizytówka posiada bowiem swoją wizytówkową partnerkę.

I kiedy (jeśli?) Ci się to uda, Waszym wspólnym zadaniem będzie stworzenie obrazu „malowanego zdjęciem” na pierwszą wystawę otwartą w galerii, wystawę pod (nie)przypadkowym tytułem „(Nie)przypadkowe spotkania”…

Ale zanim stworzycie swoje dzieło, czeka Was jeszcze kilka kroków, które pomogą Wam w uchwyceniu w Waszym dziele naprawdę niesamowitego i niepowtarzalnego spotkania…

A zatem do dzieła…

Jeżeli posiadasz już swoją wizytówkę, widzisz na niej kilka ważnych informacji:
– Twoją Treść – hasło podstawowe
– Twój numer oraz przynależną mu literę (x lub y)
– Twój kod rozpoznawczy

Gdzieś tam na świecie istnieje druga wizytówka, która jest partnerką tej Twojej i posiada:
– tą samą Treść – to samo hasło podstawowe, które ma Twoja wizytówka
– ten sam numer wraz z odpowiednio dopełniającą parę „x+y” literą (x lub y)
– oraz dopełnienie Twojego kodu rozpoznawczego. Twój kod po połączeniu z kodem drugiej osoby litera po literze powinien złożyć się Wam w pewną parę zaklętą w wizytówkach (to może być Daszradka i Prawdek, albo Julia i Romeo, albo ktoś inny).

Druga połowa Twojej wizytówki prawdopodobnie już Cię szuka (jak Prawdek Daszradki, jak Romeo Julii… no, chyba że postanowiła podążyć inną ścieżką… Ścieżką Zwiedzających na przykład, to „oj…”), więc daj jej znać, że pierwsza połowa tak samo mocno (a może nawet bardziej) chciałaby się z drugą połączyć i rozpocząć wspólne tworzenie…

Ponieważ świat jest ogromny i czasem znalezienie tej swojej pary wcale nie jest takie proste… w wirtualnej części tego świata powstało specjalne miejsce – galeria, która może Ci pomóc odnaleźć drugą osobę z Twojej pary…
Odwiedź to miejsce, wejdź do galerii i odszukaj w nim „salę balową” oznaczoną Treścią znajdującą się na Twojej wizytówce (na facebooku znajdź obrazek z hasłem z Twojej wizytówki – to dla tych, którzy wolą mniej magii, a więcej konkretów)…
I teraz, jak to na „sali balowej”, postaraj się odnaleźć swoją drugą połowę… Odszukaj czy ktoś podał numer, który widnieje także na Twojej wizytówce i jeśli numer taki znajdziesz – skontaktuj się z tą osobą… A jeśli numeru Twojego jeszcze tam nie będzie, zaprezentuj zebranym swoją wizytówkę, podaj jej numer i czekaj na głos z sali… Ten głos…

Kiedy się już odnajdziecie, zweryfikujcie Wasz kod rozpoznawczy… Dzięki temu poznacie zaklętych w wizytówkach bohaterów, którzy pomogą Wam w stworzeniu Waszego dzieła… a Wy, w zamian, pomożecie im w ponownym spotkaniu… w magicznym powrocie do siebie, do wspólnego tańca, wspólnego tworzenia…

Przygotujcie się uważnie do tego tworzenia, aby w jego trakcie móc spokojnie delektować się chwilą… Przygotujcie twórcze tworzywo, które pomoże Wam w spotkaniu a następnie…

Umówcie się na spotkanie… To może być spotkanie kilkunastominutowe, albo kilkugodzinne. Sami zdecydujecie. Sami też zdecydujecie ile magii chcecie poczuć podczas spotkania, a na ile po prostu macie ochotę spotkać kogoś ciekawego i stworzyć z tą osobą dzieło sztuki…

Jeżeli zdecydujecie się na spotkanie bez magii, wszystko co trzeba już wiecie. Tematem jest: „(Nie)przypadkowe spotkanie”. Pomocą: hasło przewodnie i Para bohaterów zaklętych w wizytówkach… Formą: zdjęcie… „obraz zdjęciem malowany”… A zatem do dzieła… Powodzenia…

Jeżeli jednak zdecydujecie się na magię, ważne, żebyście wykonali wszystkie kroki tego Waszego twórczego tańca… żebyście pomogli swoim bohaterom w magicznym powrocie do siebie… a oni, żeby mieli szansę pomóc Wam w stworzeniu Waszego dzieła…

A oto kolejne kroki Waszego twórczego spotkania (Waszego twórczego tańca)…

Krok 1. Wasze „drugie ja”
Krok 2. Wasze miejsca
Krok 3. Wasz posiłek
Krok 4. Wasza muzyka
Krok 5. Wasze graffiti
Krok 6. Wasze historie
Krok 7. Wasze emocje
Krok 8. Wasz taniec
Krok 9. „grande finale”
Krok 10. Wasze My

Na początek…

Krok 1. Wasze „drugie ja”
Aby ożywić Waszych bohaterów, przyjdźcie na spotkanie przebrani za jedną z postaci z Pary Wizyt(ówk)owej.
Wasze postaci, to mogą być: Piękna i Bestia, Julia i Romeo, Żwirek i Muchomorek lub jeszcze ktoś inny (zobaczycie kto Wam się trafi). Aby wybrać odpowiednie przebranie (to może być proste przebranie, symboliczne), postarajcie się czegoś o owych postaciach dowiedzieć… Poznajcie swoją Parę… aby lepiej Parze owej pomóc w ponownym spotkaniu…
Wasze postaci to: dla „x” – pierwsza postać z pary, dla „y” – druga postać z pary.

Krok 2. Wasze miejsca
Aby zaklęci w Waszych wizytówkach bohaterowie mogli spotkać się na nowo… niech każde z Was (każda, każdy?) wybierze jedno miejsce niedaleko miejsca Waszego zamieszkania, w którym moglibyście się spotkać.
Aby się spotkać, potrzebujecie dobrego miejsca… dobrego do spotkania… dobrego do ożywienia Waszych bohaterów. To powinno być miejsce w którym będziecie najlepiej w stanie pomóc im w tym, wspomnianym już, magicznym powrocie do siebie… ale też w przeżyciu czegoś nowego… czegoś, czego jeszcze nie mieli okazji przeżyć…
Niech to miejsce będzie miejscem, do którego moglibyście zaprosić swoich wizytówkowych bohaterów gdybyście ich w rzeczywistości spotkali i niech będzie takim miejscem, do którego lubicie chodzić. Ale niech to nie będzie Wasze ulubione miejsce. To jeszcze nie ten etap znajomości. W ostateczności, to może być miejsce, do którego chcieliście pójść, ale jeszcze się Wam nie udało.
To może być jakiś miejski skwerek, to może być okoliczny most, albo lokalna biblioteka…
Wierzę, że znajdziecie coś ciekawego… że Wasze miejsce będzie idealne dla Waszej zaklętej w wizytówkach Pary…
Następnie spotkajcie się w miejscu wybranym przez „x”, aby rozpocząć tam swoją przygodę… Miejsce igreka wykorzystacie później…
Zróbcie nawzajem zdjęcia swoich miejsc i siebie w tych miejscach, w tych przebraniach, osobno i razem.

Krok 3. Wasz posiłek
Ponieważ i Wam i Waszym bohaterom przyda się wzmocnienie organizmu przed wspólną przygodą i jednocześnie odrobina podnieb(ien)nych przyjemności… niech każde z Was przyniesie na spotkanie swoje prawie ulubione jedzenie i swój prawie ulubiony napój… Ale… właśnie… prawie…
A „prawie” dlatego, że to jedzenie i picie oprócz tego, że będzie jednym z Waszych ulubionych, powinno też mieć szansę zostać „prawie ulubionym” dla Waszych zaklętych bohaterów…
Przygotujcie wspólny posiłek z Waszym prawie ulubionym pożywieniem. Spróbujcie połączyć to co przyniesiecie w jednej potrawie… Aczkolwiek, jeśli to będzie mus czekoladowy i śledzie, łączcie je ostrożnie…
I koniecznie zróbcie sobie wspólne zdjęcie przy konsumpcji. To teraz modne…
Aha, tylko pamiętajcie o swoich ewentualnych alergiach i preferencjach jedzeniowych. No, i wcześniej się umówcie czy napój może być procentowy, czy raczej nie powinien…
Poczujcie się jakbyście byli w jakiejś uroczej małej knajpce, albo wykwintnej restauracji… (no, chyba że faktycznie spotkaliście się w restauracji… no, poradzicie…)
Pożyczcie sobie smacznego i rozpocznijcie ucztę…

Krok 4. Wasza muzyka
Aby jedzenie było smaczniejsze, zarówno w knajpkach jak i restauracjach, okraszone jest ono odpowiednią muzyką…
I Wy dodajcie więc do swojego posiłku odrobinę dobrej muzyki…
Muzyka, dla odmiany, nie musi mieć żadnego związku z Waszymi bohaterami, ale powinna mieć związek z hasłem, które odnaleźliście na swoich wizytówkach… I niech to będzie muzyka, której lubicie słuchać, tak zwyczajnie, na przykład przy posiłku… Wasi bohaterowie będą mieli dzięki temu okazję poznać coś nowego…
Opowiedzcie sobie nawzajem co jest takiego wyjątkowego w tej muzyce i jak łączy się z Waszym hasłem. Wysłuchajcie swojej muzyki… i jeśli wymyślicie „jak” – możecie sfotografować tę muzykę, nie krępujcie się…

Krok 5. Wasze graffiti
Poznaliście już trochę swoich bohaterów… Oni też trochę poznali Was…
Abyście mogli się jeszcze lepiej poznać… na spotkanie przynieście też swoje „prawie” ulubione książki (dwie na osobę).
Jedna z książek powinna być potencjalnie „prawie” ulubioną książką Waszych bohaterów, druga – Waszą. I obie książki powinny nawiązywać do hasła przewodniego, które znaleźliście na wizytówce… W końcu, wizytówkę z tym hasłem wybraliście (nie)przypadkowo… Spróbujcie więc kontynuować taniec z Waszym hasłem…
Podczas posiłku, opowiedzcie drugiej osobie o swojej książce i o tym w jaki sposób łączy się z Waszą Treścią – Waszym hasłem przewodnim… i opowiedzcie o książce, którą wybraliście dla Waszych bohaterów… To zdecydowanie pomoże Waszym bohaterom w przyjemnym przeżyciu tego swojego spotkania „po latach”…
Zróbcie też coś tylko dla siebie nawzajem… Wybierzcie cytat z jednej z tych książek i podarujcie go drugiej osobie (napiszcie go na karteczce)…
I zróbcie zdjęcie książek i cytatów. I siebie z tymi książkami i cytatami… podczas tej uczty…

Krok 6. Wasze historie
Kiedy już podzielicie się chlebem, solą, muzyką i dobrą książką, powinniście (powinnyście) być gotowi (gotowe) do kolejnego etapu Waszej wspólnej podróży… (cała Wasza czwórka)…
Posprzątajcie ładnie po Waszym posiłku i rozpocznijcie wędrówkę do miejsca wybranego przez „y”.
Ponieważ jednym z Waszych zadań jest wspomożenie Waszych bohaterów nie tylko w ponownym spotkaniu, ale także w przeżyciu pewnej nowej przygody, nadszedł teraz czas na podzielenie się swoimi przygodami…
Po drodze, opowiedzcie więc sobie nawzajem po dwie historie… przygody… jedną – historię swoich bohaterów (taką, która się Wam szczególnie spodobała (możecie też jakąś wymyślić jeśli tak wolicie)) i drugą – swoją… Oczywiście, przygody te wybierzcie już wcześniej, przed spotkaniem…
Ale żeby magia spotkania i magia przygody zadziałała, niech to będą historie związane z Waszym hasłem przewodnim (no, i powodzenia jeśli jako hasło trafiło się Wam na przykład „cześć!”… ale co tam… wierzę w Was… w końcu jesteście na Ścieżce Twórców).
Aha… I niech Wasze historie to będą historie, których nikomu wcześniej nie opowiadaliście. Nie muszą być to sekretne historie, wystarczy, że będą takie, których po prostu nie mieliście okazji nikomu wcześniej opowiedzieć. To jest dobry moment na podzielenie się z kimś tymi właśnie historiami… W ten sposób magia spotkania będzie dużo mocniejsza…
Tylko pamiętajcie – dopiero się poznaliście, więc nie przesadzajcie…
I pomyślcie później jak by to było gdyby Wasze przygody przydarzyły się Waszym bohaterom, co oni by zrobili, jak by się zachowali… I vice versa – gdyby ich przygody przydarzyły się Wam… W ten sposób niejako pomożecie im te przygody przeżyć… A i Wy przeżyjecie coś nowego…
Oni na pewno będą Wam za to wdzięczni…

Krok 7. Wasze emocje
Kiedy dotrzecie na miejsce wskazane przez „y”, niech „y” o miejscu owym opowie…
A następnie rozpocznijcie przygotowania do stworzenia swojej pierwszej rzeźby…
W drodze opowiadaliście sobie przygody swoje i swoich bohaterów…
Ponieważ podczas tej aktualnej przygody Waszym zadaniem jest między innymi umożliwienie Waszym bohaterom ponownego spotkania, zastanówcie się nad tym co wiecie o swoich bohaterach i pomyślcie jakie wspólne emocje mogli/mogliby oni przeżywać podczas historii, które opowiedzieliście…
Przywołując te emocje pomożecie swoim bohaterom niejako się „obudzić”… Emocje bowiem mają tę magiczną właściwość, że sprawiają, iż ludzie (i nie tylko) „ożywają”.
Wybierzcie jedną z tych emocji i korzystając tylko z siebie jako aktorów (materii do rzeźbienia), przedstawcie tę emocję… W ten sposób, na krótką przynajmniej chwilę, pomożecie swoim bohaterom emocje owe przeżyć… Za to też na pewno będą Wam wdzięczni…
I zróbcie sobie zdjęcie (lub poproście kogoś, żeby Wam takie zdjęcie zrobił).

Krok 8. Wasz taniec
Teraz w końcu nadszedł ten czas… Wasz taniec…
Aby podsycić emocje, które chwilę wcześniej przeżywaliście wraz ze swoimi bohaterami… albo, aby te emocje wyciszyć i innym pozwolić się pojawić, zatańczcie… bo „taniec jest dobry na wszystko”…
Taniec ożywia…
Na spotkanie przynieście różnorodną muzykę do tańczenia… A teraz, gdy już się trochę poznaliście… gdy przeżyliście wspólne emocje swoich bohaterów… teraz możecie wspólnie wybrać do jakiej muzyki zatańczyć… jaki taniec będzie dla Was i Waszych bohaterów najodpowiedniejszy…
Zapomnijcie się w tańcu… dając Waszym bohaterom w pełni możliwość spotkania…
I poproście (nie)znajomą osobę, żeby zrobiła Wam w tym tańcu zdjęcie.
Albo ustawcie samowyzwalacz w aparacie…

Krok 9. I teraz „grande finale”
Na zakończenie tańca – wspólny pocałunek…”

Reporterka:
Wow… No teraz to zaszalałeś… Jak do tej pory nawet to było ciekawe, tak teraz… pocałunek? serio?

Artysta:
Haha… A czemu nie… Jak szaleć, to szaleć…
To wszystko dla sztuki…
Poza tym ja nie mówię, że to ma być od razu z języczkiem… to może być taki buziak… w usta… albo, w ostateczności, w policzek…

Reporterka:
Ok… Wiesz, ja jednak myślę, że ten „finale” to możesz ewentualnie dla chętnych zostawić…

Artysta:
Eee… czemu?

Reporterka:
Bo tak będzie lepiej… Po prostu…

Artysta:
Haha… Wcale mi się to nie podoba… Ja wolę ten pocałunek… To mi bardziej pasuje…

Reporterka:
No cóż… To Twoja sztuka…

Artysta:
No właśnie… I jak się uprę to co?

Reporterka:
Hmm… To podejrzewam, że niektórzy zrezygnują z współtworzenia Twojej galerii…

Artysta:
Hmm…

Reporterka:
Hmm?

Artysta:
No, niech Ci będzie… Ale sztuka na tym ucierpi…

Reporterka:
Wiesz…

Artysta:
Wiem… wiem… Dobrze już…
Więc teraz „grande finale… które możecie wykonać lub nie…” ale to śmiesznie brzmi… „na zakończenie tańca możecie się pocałować…”
Pasuje?

Reporterka:
Mnie tak… A Tobie?

Artysta:
Ja… powiedzmy, że przyjmuję, że tworzenie sztuki wymaga kontaktu z tworzywem, materią, z której (z którą) się tworzy… i zgadzam się… albo raczej zdaję sobie sprawę z tego, że każda materia ma swoją własną naturę… i jako twórcy możemy albo narzekać na tą naturę, albo twórczo ją wykorzystywać do stworzenia czegoś jeszcze bardziej niepowtarzalnego…

Reporterka:
O… to mi się podoba… Wybrnąłeś… I wcale to nie wygląda jakbyś mi uległ… haha…

Artysta:
Haha… no pięknie… to mi teraz przygadałaś…
Ale co tam… My, artyści, musimy i takie przygaduchy znosić…

Reporterka:
Taak… Jasne… No dobrze, to co dalej?

Artysta:
Dalej… Dalej zaczyna się etap ostatni… etap tworzenia obrazu…

„Kochani Artyści…

Spędziliście ze sobą i swoimi bohaterami/bohaterkami kilka niezapomnianych (mam nadzieję) chwil… pośmialiście się, porozmawialiście o książkach, muzyce, zjedliście wspólny posiłek… Stworzyliście rzeźbę, stworzyliście taniec… A może nawet pocałowaliście się…
I Wasi Bohaterowie/Wasze Bohaterki są już pewnie prawie w tym, tak zwanym, „siódmym niebie”…
Niedługo jednak, bez względu na to jak wspaniałe i niesamowite (albo zwyczajne i monotonne) spotkanie owo nie było, najzwyczajniej w świecie się ono skończy…
Bogatsi o świadomość tego, że spotkanie to nieuchronnie zmierza ku swojemu zakończeniu, będziecie teraz mieli okazję spotkanie to dopełnić…
Zanim bowiem koniec spotkania nastąpi, Wasi bohaterowie pobędą z Wami jeszcze przez chwilę, a Wy pobędziecie z nimi… I razem będziecie mieli możliwość stworzenia obrazu… „malowanego zdjęciem”… nieprzypadkowego… niepowtarzalnego…

„(Nie)przypadkowe spotkanie”…

czyli… teraz czas na…

Krok 10. Wasze My

x)
Wasza Para: „Daszradka i Prawdek”, „Julia i Romeo”, x + y, którym pomagaliście w ponownym spotkaniu, za chwilę będą mogli już odpocząć… Ich spotkanie dobiegnie końca…

Pomyślcie więc teraz w jaki sposób moglibyście pomóc Waszej Parze zakończyć to spotkanie i uchwycić to zakończenie w jednym zdjęciu… Pomyślcie, jakie zdjęcie Wasza Para zrobiłaby sobie na zakończenie takiego spotkania, aby zostało im po tym spotkaniu więcej niż tylko niesamowite wspomnienie…

I zróbcie to zdjęcie…

„Zdjęcie x”… na zakończenie…

y)
I popatrzcie na nie…

I popatrzcie na wszystkie dotychczasowe zdjęcia…

Pomogliście Waszej przypadkowo wybranej Parze, zaklętej w wizytówkach się spotkać… To Wasza zasługa… Aby magia tego spotkania w pełni zadziałała (aby Wasza Para w pełni się spotkała), teraz czas na to, aby ta Para odwdzięczyła się Wam i pomogła Wam stworzyć coś nowego… stworzyć Wasze dzieło…

Wasza Para już się spotkała, ale są inne pary… które jeszcze nie miały takiej okazji…

Wasza Para spotkała się dzięki temu, że pojawiła się w moim śnie… (i podpisała się na Waszych wizytówkach)… i Wy mieliście okazję wcielić się w Waszą parę dzięki temu…

Pomyślcie teraz… gdybyście to Wy mieli możliwość (nie)przypadkowo zdecydować o tym jakiej parze chcielibyście pomóc się spotkać… albo w jaką parę mielibyście się wcielić (aby z nimi coś zjeść, coś przeczytać, przeżyć przygodę, zatańczyć)… kto by to był? I dlaczego?

Czy byłaby to ta sama Para? A może inna znana Para? A może wybralibyście stworzenie nowej (fikcyjnej) znanej Pary?

Wybierzcie swoją Parę…

I teraz, w nagrodę za to, że pomogliście swojej wizytówkowej parze w spotkaniu, Waszym przywilejem będzie umożliwienie spotkania nowo wybranej parze… Ale tym razem to ma być jedynie pierwsze (nie)przypadkowe spotkanie po latach (bez jedzenia, tańca, etc.)… Pomyślcie jak wyglądałoby to pierwsze zetknięcie po latach, jakie emocje by się na takim spotkaniu pojawiły, jak wyglądaliby Wasi nowi bohaterowie w momencie tego spotkania… I bazując na wcześniejszych doświadczeniach z rzeźbami spróbujcie (posiadając tylko to co macie pod ręką… i siebie) stworzyć rzeźbę ukazującą to pierwsze spotkanie…

I zróbcie zdjęcie tej Waszej rzeźby ukazujące to spotkanie…

„Zdjęcie y”… na początek…

z)
I teraz „grande finale”…
Dopełnienie obrazu…

„Zdjęcie z”… czyli od x do y… x – y…

Teraz jesteście gotowi…

Teraz możecie stworzyć zdjęcie, które dopełni obraz wyłaniający się z dwóch poprzednich zdjęć…

Ale najpierw zobaczcie co zrobiliście do tej pory, zobaczcie zdjęcia z Waszego spotkania. Zobaczcie jak to spotkanie wyglądało… jak się zmieniało… i jak wygląda teraz…

Pomyślcie o jednej parze… o drugiej… pomyślcie o Waszym posiłku, książkach, przygodach, rzeźbach, o tańcu… i teraz na podstawie tego wszystkiego, zanim zrobicie ostatnie zdjęcie, stwórzcie jeszcze jedną rzecz… Wasze hasło przewodnie… Hasło, które wynika z tego Waszego spotkania. Hasło, które będzie dla Was osobiście ważne… Hasło, którym chcielibyście podzielić się z wybraną przez siebie Parą, a może nawet z całym światem… Stwórzcie swoje hasło przewodnie…

I teraz jesteście gotowi by zrobić swoje zdjęcie „z”…

Wasze „zdjęcie z” powinno być jednym zdjęciem, które jednocześnie obejmie Wasze „(Nie)przypadkowe spotkanie”, Wasz pomysł na Nową Parę, Wasze hasło i Was…
To bowiem… to spotkanie – to Wasz pomysł na siebie… to Wy dajecie szansę (chociażby symboliczną, ale zawsze) Nowej Parze na wspólne spotkanie…
Wy więc także jesteście warci uwiecznienia na zdjęciu… Zdjęciu, które być może i Wam kiedyś pozwoli spotkać się ponownie…

Wybierzcie teraz razem miejsce… „z”…, swoje wspólne miejsce, które wydaje się Wam odpowiednie dla Was… w którym wykonacie zdjęcie…
Wybierzcie muzykę (spośród tej, którą macie przy sobie), która pomoże Wam w wykonaniu tego zdjęcia…
Spróbujcie w jakiś nieinwazyjny sposób uwiecznić w przestrzeni publicznej Waszą Treść – Wasze „hasło przewodnie”…

I ostatecznie – stwórzcie Wasze „(Nie)przypadkowe spotkanie”. Nieprzypadkowe… Niepowtarzalne… Niesamowite… Dzieło sztuki…

Tak… Tak… Tak…

I zwróćcie uwagę na jeszcze jedno…

xyz)

Moi Kochani Artyści… Wy już stworzyliście to „(Nie)przypadkowe spotkanie”…
I ono już było niesamowite… niepowtarzalne… Było dziełem sztuki…

Trwało dokładnie tyle ile trwało, wyglądało dokładnie tak jak wyglądało, byliście na nim i w nim od początku do końca… Wy byliście tym spotkaniem… Od samego początku to Wy byliście głównymi bohaterami, aktorami, materią z której tworzyliście… Teraz pozostaje Wam uwiecznienie samych siebie… dla siebie… a może nawet dla potomnych…

Teraz nadszedł czas na stworzenie Waszego „obrazu zdjęciem malowanego”…

Niech ten obraz będzie też po części Waszą odpowiedzią na pytanie czy czasem warto poznać kogoś nowego w tak abstrakcyjny i (nie)przypadkowy sposób… czy udało się Wam wylosować trafiony los na loterii…
Niech to będzie dzieło, które jednocześnie oznacza zakończenie, ale i początek…

Niech to dzieło, będzie dziełem żywym (jak galeria, jak rzeźba, która do powstania tej galerii się przyczyniła – żywa rzeźba)… To może być dzieło istniejące lub nieistniejące, ale niech to będzie dzieło magiczne, w którym zaklęta będzie historia Waszego spotkania…

Technicznie, to może być zdjęcie lub seria zdjęć, lub film ukazujący Wasze spotkanie… Możecie dodać do tego dzieła muzykę, która Wam towarzyszyła, smaki, zapachy, historie… Możecie wykonać je w dowolny sposób, to Wy bowiem jesteście Twórcami, to Wasze dzieło…

A kiedy uznacie, że dzieło jest gotowe, umieśćcie je w „galerii”… Nazwijcie je…

I stańcie się w ten sposób współtwórcami „Wiecznie żywej galerii”…

I jeśli uznacie, że warto, powiedzcie znajomym o tym projekcie, podzielcie się sobą ze światem, podzielcie się swoją sztuką.

I jeszcze tylko podziękujcie sobie za to spotkanie.

Dziękuję…
Dziękuję…”

I jak, lepiej teraz? Może tak być?

Reporterka:
No… teraz lepiej… dużo lepiej… choć jeszcze nie idealnie… Ale już nie wnikajmy… Jakbyś kiedyś chciał to jednak zrealizować to myślę, że powinieneś jeszcze trochę to dopracować… Ale ogólnie to nawet mogłoby faktycznie zadziałać i ludzie mogliby chcieć się w to zaangażować.

Artysta:
Czemu nieidealnie?

Reporterka:
No, bo wiesz… Chociażby dlatego, że to wszystko chyba jednak nie sprawi, że galeria będzie wiecznie żywa, jak ta we śnie… W tamtej galerii to rozumiałam, że ta galeria się tak rozrasta coraz bardziej i bardziej, a tu mam wrażenie, że jak skończą się te wizytówki dla pierwszych „Zwiedzających” to galeria zakończy swój żywot…

Artysta:
Hmm… No… Możesz mieć rację…

Reporterka:
Hmm…

Artysta:
No dobrze… To poczekaj… Wymyślę coś jeszcze…

Reporterka:
Ale już nie trzeba…

Artysta:
Momencik…

Reporterka:
No dobrze…

Artysta:
Ok. Już wiem.

To jeszcze taki ciąg dalszy mógłby być w tym zaproszeniu…

„Moi Kochani Artyści…

Zostaliście oficjalnie współtwórcami „Wiecznie żywej galerii”… W związku z tym pewien etap tworzenia tej galerii właśnie się dla Was kończy…
Teraz przed Wami otwiera się nowy etap… Etap twórczego życia…

Jeżeli jednak współtworzenie tej galerii wydało się Wam na tyle ciekawą przygodą, że zechcecie jeszcze przez chwilę ją powspółprzeżywać, możecie (w pewnym sensie) kontynuować tę przygodę…

Możecie sprawić, aby inni (podobnie jak Wy) mieli szansę przeżyć swoją przygodę…
Możecie sprawić, aby to faktycznie była „wiecznie żywa galeria”…
I możecie sprawić, aby Treść, która Was do siebie sprowadziła, mogła kontynuować swoje dzieło…

Ci ludzie, aby mogli się spotkać, potrzebują Waszej pomocy…
Ta galeria, żeby była wiecznie żywa, też potrzebuje Waszej pomocy…
I ta Treść, która Was do siebie sprowadziła, aby nie zanikła, aby jak we śnie, mogła wciąż informować świat o swoim istnieniu, też potrzebuje Waszej pomocy… i swojej Formy… swojej wizytówki…

Teraz możecie więc pomóc tej Treści odnaleźć się w nowej Formie, na nowej wizytówce…
W specjalnej „wizytówkowej przygotowalni” znajdziecie wzór Formy, którą możecie zmaterializować i uzupełnić Treścią, którą prawdopodobnie znacie już na pamięć (hasłem, numerem, Parą)…

Aby jednak było jasne, że to Wasze dzieło, że to Wy dbacie o kontynuację żywej galerii, przy numerze, który widniał na Waszej wizytówce (powiedzmy 1025), umieśćcie w nawiasie numerek (1) – 1025(1)… A jeżeli w nawiasie jest już jakiś numerek, wiedzcie, że to, że otrzymaliście szansę spotkania się, jest zasługą Pary (albo nawet kilku, kilkunastu par), która przed Wami przeżyła swoją przygodę w „Wiecznie żywej galerii”… Jeżeli znajdziecie więc numer w nawiasie (na przykład: 1025(7)) na swojej nowej wizytówce wpiszcie numer o jeden większy (w tym przypadku: 1025(8))…

I w ten sposób umożliwicie kolejnej parze przeżycie niezapomnianej przygody… Myślę, że ta nowa para będzie Wam za to wdzięczna…
I w ten sposób sprawicie, że galeria będzie żyła…
I w ten sposób zadbacie, że Treść, która Was do siebie sprowadziła, będzie mogła dalej informować świat o swoim istnieniu…

I myślę, że należą się Wam za to wielkie podziękowania…

Ale to jeszcze nie koniec… Bo przecież to galeria, która wywodzi się z Barcelony… z czterech kotów… Cztery koty powinny więc nieść dalej wieść o żywej galerii…

Dwa koty (x + y) już stworzyliście… Teraz czas na kolejne dwa…

Moi Kochani Artyści, stworzyliście bowiem swoje własne dzieła, stworzyliście swoje własne Treści, wybraliście swoje postaci…

Nie macie jeszcze tylko swojej wizytówki…

Teraz czas, abyście i tę stworzyli… Czas, aby także Wasza Treść znalazła Formę, która zapewni owej Treści szansę na „wieczne życie”…

Stwórzcie teraz dwa pozostałe koty.

Gdzie znaleźć formę już wiecie. Nanieście teraz na tę Formę Waszą Treść…

Uzyskajcie też swój unikalny numer w przygotowalni… i nadajcie ten numer Waszej Treści…

Numery dla Treści stworzonych przez autorów galerii zaczynają się od 10001+… Jeżeli teraz widzicie, że już Wasze wcześniejsze wizytówki miały taki numer oznacza to, że to dzięki dwóm osobom, które przeżyły swoją przygodę z galerią i które postanowiły stworzyć własną wizytówkę, mieliście szansę przeżyć swoją przygodę… A teraz Wy dacie taką szansę kolejnym osobom…

Umieśćcie informację o swojej wizytówce w „wiecznie żywej galerii”… przy Waszym dziele…

I poczujcie jak i Wasza Treść powoli staje się „wieczna”… Może być błaha, może być ważna, może być zabawna lub smutna… Teraz ma okazję stać się także „wieczna”…

Aby mieć pewność, że Wasza Treść nie zaniknie, swoje wizytówki wręczcie (nie)znajomym, co do których będziecie prawie pewni, że będą kontynuować Wasze dzieło…

I w ten oto sposób dołączycie swoje cztery koty do pozostałych kotów z galerii…

Raz jeszcze podziękujcie sobie za to współtworzenie galerii…

Dziękuję…
Dziękuję…

Koniec… a może początek…”

I jak, teraz może być?

Reporterka:
No, teraz to chyba faktycznie może być „wiecznie żywa galeria”…

Artysta:
Prawda? Też tak myślę…

Reporterka:
I wiesz, jeszcze sobie teraz pomyślałam, że jak faktycznie ktoś stworzyłby tą przygotowalnię wizytówek, to nawet ktoś kto nie znajdzie wizytówki w tej tradycyjnej galerii mógłby stworzyć swoją własną i tak spróbować się w to włączyć…

Artysta:
No, pewnie by mógł, tylko wtedy nie byłoby przypadku…

Reporterka:
No tak…

Artysta:
Jakby ktoś faktycznie chciał wziąć udział w projekcie a nie znalazłby wizytówki to mógłby po prostu wylosować w przygotowalni swoją Treść i Parę. A numer mógłby pobrać tak jak w pozostałych przypadkach… I stworzyć dwie wizytówki… I tak stworzoną wizytówkę (x + y) mógłby komuś wręczyć, a sobie zostawić drugą… Ale to już zupełnie inna bajka…

Reporterka:
Hmm… Ok.
No dobrze, ale w takim razie co… otwierasz tę galerię? Zaczynasz ten projekt?

Artysta:
Nie…
Wiesz, ja jednak wolę sobie tworzyć te moje nieistniejące… bo z takim projektem to dużo roboty by było…
Dla mnie to jest jeden z wielu pomysłów, które po prostu wpadają mi do głowy i które mogę przekuć w sztukę nieistniejącą…
A w to myślenie o stworzeniu realnego projektu to tylko przez Ciebie (dla Ciebie?) się teraz zaangażowałem… więc może Ty spróbujesz…

Reporterka:
Haha… ja jednak też spasuję… może ktoś inny…

Artysta:
No… może… I myślę sobie tak, że jeśli kogoś to zaciekawi co stworzyłem i będzie miał z tego odrobinę zabawy, to super, a jeśli nie… no cóż… bez tego zdecydowanie też można żyć…
A więcej… to jak ktoś będzie chciał kontynuować, to tylko się ucieszę, że moja sztuka kogoś do czegoś zainspirowała… Gorzej by było jakby ludzie przeszli obok tego obojętnie…

Reporterka:
No właśnie… bo to trochę chyba nieprzyjemne uczucie kiedy Ty włożysz mnóstwo pracy w dany projekt, a ludzie go nie docenią…

Artysta:
No, trochę…
To znaczy… właściwie to i tak i nie… Bo na pewno cierpi Twoje ego… i czujesz ten „zmarnowany” czas… ale jeżeli robisz to też dla siebie to czas nie jest całkowicie zmarnowany… A jeśli dodatkowo robisz to dla ludzi, to po prostu dostajesz informację zwrotną, że akurat to im się nie podoba… I możesz się zastanowić dlaczego tak się stało… i wyciągnąć jakieś wnioski z tego, zamiast rozpaczać jacy to ludzie niewdzięczni są, sztuki nie doceniają… Dla mnie takie myślenie wydaje się myśleniem mocno wyalienowanym, bez kontaktu z prawdziwym człowiekiem, odbiorcą sztuki…

Dla przykładu, moja sztuka (obrazy, rzeźby, filmy nieistniejące) jest i musi pozostać zabawą/hobby. Nie obrażam się jeśli ktoś powie, że to głupie, uczę się z każdej informacji zwrotnej, ale znam swoją wartość.
To coś co będzie (chciałbym aby) mi towarzyszyło do końca życia, bo to lubię, bo uważam, że warto to robić… warto mieć takie hobby…
Mogę promować swoją sztukę, bo to też ciekawa zabawa, na przykład poprzez ten wywiad z Tobą, ale wciąż – to zabawa. A zabawa nigdy nie jest czasem zmarnowanym…, ludzie nie muszą doceniać tego, że się bawimy, bo zabawa sama w sobie jest wystarczająca…

Reporterka:
To bardzo dojrzałe podejście… tak myślę…

Artysta:
Dzięki. Czasem mi się tak coś powie… taką genialną jakąś myśl ukuję…

Reporterka:
I wracamy…

Artysta:
Hahaha… Czasem trzeba wrócić… Nie uważasz?

Reporterka:
Taak… może… czasem… Dobrze… Co dalej?

Artysta:
Dalej?

Reporterka:
No… coś jeszcze chcesz dodać do tej galerii?

Artysta:
Hmm… Chyba nie…
Połączyłem już sobie te wszystkie x + y… i nawet większe konfiguracje mi z tego wyszły, trochę też dzięki Twojemu drążeniu… i chyba nie ma żadnego „dalej” w tej kwestii…

Reporterka:
A myślałeś jeszcze jak w to angażować te różne knajpki, galerie i inne?

Artysta:
Hmm… Można im dać te wizytówki jeśli zechcą i zaprosić, żeby przyłączyli się do zabawy… może nawet wystawią później jakieś fotograficzne kolaże czy inne dzieła, które dzięki temu powstaną…

I wiesz… mógłbym pewnie to myślenie jeszcze rozwijać… ale może już starczy… bo tak już jestem w tym samolocie od dobrych kilku chwil i tak zbliżam się i zbliżam do tego Porto i wylądować nie mogę… A później jeszcze do Lizbony mam lecieć…

Reporterka:
Haha… No dobrze… To co było dalej podczas Twojej podróży?

Artysta:
No… Porto…

Pisarz:
I na razie to tyle o Barcelonie i locie do Porto…

Magda:
No… W końcu… To mogę już teraz coś powiedzieć?

Marta:
Mów.

Magda:
Bo ja widziałam taką wizytówkę, o której oni mówili. U Ciebie, Marta…

Marta:
Na pewno?

Magda:
Na pewno.

Marta:
No…

Magda:
No… i czegoś tu już teraz nie rozumiem…
Skąd te uśmiechy?

Pisarz:
Nie… nic… czytaj dalej…

Magda:
Ale… Ty to zrobiłeś? Te wizytówki o których rozmawiał Artysta z Reporterką?

Pisarz:
Naprawdę, czytaj… wszystko się w końcu wyjaśni…






Czasem warto .:. z prekonstrukcji .:. w drodze .:. we fragmentach .:. z aparatem .:. z piórem .:. z rysikiem .:. w sklepiku .:. bo